magazyn Świat Nei Jia
NR 48 (GRUDZIEŃ 2011)

Chen Taijiquan

SEMINARIUM CHEN TAIJIQUAN Z MISTRZEM CHEN YINGJUN 23-28 LIPIEC 2011
Tomasz Grycan

Pasjonaci Taijiquan stylu Chen mają duże możliwości czerpania wiedzy u źródła. Po raz kolejny do naszego kraju przyjechał Mistrz Chen Yingjun (syn Wielkiego Mistrza Chen Xiaowanga). Regularne spotkania z tej klasy ekspertem są niezwykle inspirujące i umożliwiają poprawienie różnych błędów, które zawsze pojawiają się w indywidualnej praktyce.

Tegoroczne seminarium w Lanckoronie było podzielone na trzy bloki tematyczne. Pierwsze dwa dni były poświęcone na korektę formy "Laojia Er Lu" ("Wybuchowe Pięści"), następne dwa dni na korektę formy z halabardą, a ostatni blok poświęcony był "zhang zhuan" i "chan si gong" oraz "19 form".

Ponieważ pogoda była zmienna, więc ćwiczyliśmy na dworze i na sali. Chen Yingjun codziennie dzielił ćwiczących na dwie grupy. Kiedy pierwsza była przez niego intensywnie korygowana i każdy dostawał indywidualne wskazówki, druga w tym czasie mogła samodzielnie powtarzać przerobiony materiał, przyglądać się pracy Mistrza lub po prostu odpoczywać po wytężonym wysiłku. Potem grupy zamieniały się rolami i w ten sposób każdy był sprawiedliwie obdzielony uwagą nauczyciela. Dużym plusem seminariów z Chen Yingjunem jest to, że każdy z uczestników na pewno będzie wielokrotnie indywidualnie skorygowany przez niego w czasie zajęć. Mistrz jest bardzo zaangażowany i nikogo nie pomija.

Chen Yingjun jest bardzo przyjaznym człowiekiem, otwartym na kontakt z innymi. Zawsze wesoły, a jego uśmiech jest zaraźliwy. Na treningach panuje wspaniała atmosfera. Chociaż przy korektach potrafi docisnąć do ziemi i zmusić do jeszcze większego wysiłku, to jednak wszyscy są zadowoleni i starają się dać z siebie jak najwięcej.

Seminarium minęło błyskawicznie i wszyscy już myślą o ponownym spotkaniu z Mistrzem za kilka miesięcy. Gorąco namawiam do udziału w takich treningach.

P.S.
Oryginalnie sprzęt bojowy jest dość duży, więc czasami może być problem z transportem, chociażby przy wyjeździe na zamiejscowe seminarium lub urlop z plecakiem w górach, dlatego teraz zrobiłem sobie wersję mobilną halabardy. Mój przepis jest taki. Kij o długości około 180 cm (można zabrać go z domu i używać w podróży jak każdy wędrowiec lub znaleźć jakiś na miejscu), na czubek założone dwie obejmy ślimakowe. Koszt jednaj to 2 zł, więc w sumie wydałem 4 zł. Do tego ostrze wycinamy z dykty. Ja użyłem pleksi (płyta 1 m x 0,5 m kosztowała około 30 zł) i wyciąłem dość abstrakcyjny wzór, bo nie miałem dużo czasu. Jeśli jednak zrobicie to staranniej, efekt końcowy będzie znacznie lepszy wizualnie. W tak przygotowanej płycie wiercimy dwa otwory i przykręcamy do kija za pomocą obejm ślimakowych. Po ćwiczeniu "ostrze" można łatwo i szybko odkręcić, a potem schować do plecaka.

Moja "specjalna broń" okazała się dobrym pomysłem. Jedyny problem, to zrobiłem za szerokie i miękkie ostrze, które zbytnio wyginało się (zwiększony opór powietrza) przy ćwiczeniu. Dlatego polecam wykonać coś mniejszego (lub użyć twardszego materiału) i na wyjazdy będzie świetny praktyczny sprzęt.

Chen Yingjun był pod dużym wrażeniem mojej halabardy i długo śmiał się, ale też szybko znalazł dodatkowe praktyczne zastosowanie. W czasie przerwy poprosił mnie, abym wachlował go moją "bronią". Niestety za bardzo przyłożyłem się do tego zadania, ostrze z pleksi nie wytrzymało tak gwałtownych ruchów i pękło... Tak więc dalej ćwiczyłem z połową ostrza, co wyglądało jeszcze bardziej komicznie, albo pożyczałem na trochę broń od innych, kiedy z niej nie korzystali.

Gdyby ktoś potrzebowała do praktyki włócznię, to na taki kij można zawiązać z jednej strony czerwoną wstążkę, która będzie imitowała charakterystyczne końskie włosie przy ostrzu. W ten prosty sposób mamy dwa w jednym, czyli halabardę i włócznię na wakacjach.

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.