magazyn Świat Nei Jia
NR 47 (MAJ 2011)

Spis treści:

Powrót do strony głównej


WSTĘP

Od wielu lat magazyn "Świat Nei Jia" ma bardzo szeroką tematykę, bo obszar wewnętrznych systemów jest ogromny i czerpie inspirację ze wszystkiego dookoła.
Nie daj się ograniczać. Otwórz swój umysł i sięgnij w głąb siebie, a także daleko do początku i granic wszechświata :-).

Życzę owocnej lektury.
 
Tomasz Grycan

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

CHEN XIAOXING - PROSTA MĄDROŚĆ WIELKIEGO MISTRZA Z WIOSKI CHENJIAGOU
Stephan Berwick

polskie tłumaczenie: Marzena Matwij

Artykuł został opublikowany w KUNG FU MAGAZINE
Wisdom for Body & Mind, February 04, 2008

Materiał udostępniony przez "Rzeszowską Szkołę Sztuk Walki Chen Taijiquan i Kung Fu Vo Thuat Thanh Quyen"

Chen Xiaoxing, wielki mistrz Chen Taijiquan, jak większość ludzi związanych z ziemią trzyma się rzeczy prostych i konkretnych. Nie pije alkoholu i łatwo podejmuje decyzje. Jego prostota jest rozbrajająca, szczególnie w gwałtownym świecie sztuk walki. I jest to prostota, która emanuje z jego upodobania do surowości i czystości wiejskiego życia.

Kiedy się urodził około 50 lat temu w Chenjiagou, ojczystej wiosce rodziny Chen w północnych Chinach, miejsce to było ostoją unikalnej rodzinnej tradycji sztuk walki, odizolowanym od świata w centrum obszarów wiejskich prowincji Henan. Dni spędzano koncentrując się na dwóch rzeczach, podstawowych dla przeżycia w Chinach tej epoki - uprawie ziemi i sztukach walki. A przy długiej historii jako ludzie wojska, Chenowie byli szczególnie zależni od sztuk walki. Podczas gdy prowincja Henan szczyci się dumną historią sztuk walki, oprócz Chenjiagou jest to w końcu również siedziba klasztoru Shaolin, sama wioska Chen zdołała utrzymać związek z tradycjami sztuk walki poprzez centalne role jakie rodzina, ziemia i samowystarczalność odgrywają w oodizolowanych społecznościach wiejskich.

Rodzinne tradycje sztuk walki

Historia sztuk walki w Chinach jest przepełniona tradycjami wywodzącymi się z okolic wiejskich. Praktycznie niemożliwe do zliczenia, skatalogowania czy czasem nawet do prześledzenia w czasie; chińskie tradycje sztuk walki są różnorodne i często dość stare. Jak jednak wiele innych starodawnych tradycji ulegają one stopniowemu, ale nieubłaganemu wymieraniu. Nie ważne czy chodzi tu o wpływy zewnętrzne, zmieniający się styl życia czy po prostu odejście najlepszych i najbardziej uzdolnionych, rodzinne sztuki walki trwają ale ich jakość i stałość coraz bardziej podupada.

We wczesnych latach osiemdziesiątych chiński rząd usiłował zarchiwizować tradycyjne sztuki walki. Setki stylów zostały opisane i ułożone w kategorie. Ale kiedy przyjrzano się opublikowanym wynikom tych milowych badań, większość tego co zostało zidentyfikowane i opisane stanowiły układy lub proste formy, a niekoniecznie nienaruszone, kompletne systemy. Było to częściowo związane z tajemnicą jaką wielu mistrzów roztaczało wokół swoich systemów walki, ale również wynikało ze słabnącej otwartej praktyki tradycyjnych sztuk walki na obszarze Chin, co trwało do późnych lat siedemdziesiątych.

Na szczęście w połowie lat osiemdziesiątych tradycyjne sztuki walki w Chinach zaczęły się ponownie rozbudzać. Mistrzowie rodzinnych sztuk walki mieszkający w środowiskach wiejskich, uwolnieni od rządowego zakazu, zaczęli publicznie prezentować swoje umiejętności i bardziej otwarcie nauczać. Jednak mimo tego mile widzianego trendu, to jednak mieszkańcy miast przodują w prezentowaniu swoich umiejętności w sztukach walki, umiejętności często mających swoje korzenie w wioskach ich przodków.

Nie powinno się jednak niedoceniać upartej niezależności, którą rodzą tereny wiejskie. W Chenjiagou walka o przetrwanie, szczególnie podzczas okresów politycznych i społecznych zmian, rodziła pokolenia stwardniałych w boju wojowników, których siła została ukuta przez tradycje sztuk walki, które zdały test czasu. Do dziś ich potomkowie szczycą się głęboko opartymi w tradycji poczuciem dumy i etosem sztuk walki, zrodzonymi w krajobrazie pól Chenjiagou.

Chen Xiaoxing, ostatni wielki mistrz z wioski?

Nie jest więc niespodzianką, że Chen Xiaoxing twierdzi, "Naprawdę nie czuję potrzeby wyjeżdżania z Chenjiagou. Jest tu wszystko czego potrzebuję." Teraz, kiedy chiński rząd zezwala na własność prywatną, rozwijająca się szkoła sztuk walki, oryginalnie zapoczątkowana przez bardzo szanowanego Chen Zhaopei i zbudowana we wczesnych latach osiemdziesiątych, jest teraz w całkowitym posiadaniu Chen Xiaoxinga. Z tą budowlą pod pełną kontrolą rodziny Chenów, którzy wywodzą sie bezpośrednio od wielkiego siedemnastowiecznego mistrza Chen Chanxinga (nauczyciela Yang Luchana i człowieka, który ukształtował Chen Taiji w układy w których przetrwało do dzisiaj), Chen Xiaoxing jest uzbrojony w instytucję, opartą na tradycjach rodzinnych i unikatowo ulokowaną, która może zaoferować zainteresowanym smak tego co naprawdę oznacza bycie wojownikiem Chen.

A co to tak naprawdę oznacza? Połączenie w jedną całość podstaw treningu sztuk waki i codziennego życia. Uczniowie w Chenjiagou nadal trenują w prostym otoczeniu, skoncetrowanym na uprawie roli i sztukach walki. W ciągu dnia można zobaczyć wieśniaków jak ćwiczą swoje układy na farmach, dziedzińcach i odwiecznych polach, używanych od pokoleń jako place treningowe. A więc chociaż szkoła stała się centrum treningu Chen Taijiquan, jej atmosfera jest nadal przepojona silnym duchem odwiecznego wiejskiego stylu życia, skoncentrowanego na rodzinie, uprawie roli i ćwiczeniach sztuk walki.

Jako obecny główny mistrz Chenjiagou, Chen Xiaoxing (młodszy brat znanego na całym świecie Chen Xiaowanga), jest obecnie być może najlepszym przykładem niezniszczalnych kultywowania rodzinnych sztuk walki w Chinach. Chociaż niektórzy dzisiejsi mistrzowie mówią o swoim przywiązaniu do rodzinnych tradycji sztuk walki, Chen Xiaoxing zastanawia się, czy naprawdę myślą to, co mówią. Podczas swojej niedawnej, pierwszej w USA, wizyty stwierdził "Słyszę o mistrzach przypisujących sobie ochronę tradycji sztuk walki w okolicach wiejskich, ale nie wiem na ile tak naprawdę są szczerzy."

Z podziwem opisuje, obecnie dobrze znaną, historię o tym, jak jego przodek Chen Zhaopei bez czyjejkolwiek pomocy ocalił praktykę sztuk walki w swojej wiosce i jak później osławiony Chen Zhaokui (syn legendarnego Chen Fake'a i wuj Chen Xiaoxinga) zawsze niezawodnie wracał do wioski Chenów przynajmniej raz w roku, aby trenować nowe pokolenia. To właśnie ich oddanie rodzinnej tradycji inspiruje Chen Xiaoxinga do zostania w Chenjiagou i utrzymywania przy życiu rodzinnych tradycji sztuk walki w miejscu swoich narodzin.

Główny trener sztuk walki w rodzinnej wiosce

W dzisiejszych czasach wyłania się on jako być może ostatni ze swojego rodzaju, który nadal trenuje mieszkańców wioski (i coraz częściej także przybyszów z zewnątrz) w wiosce swoich narodzin. Jego przekonanie do pozostania w rodzinnym otoczeniu jest zarówno praktyczne jak i duchowe. Fizyczna izolacja Chenjiagou dostarcza, coraz rzadszego w dzisiejszych czasach, środowiska dla czystego, nieskomercjalizowanego treningu sztuk walki. Sama wioska przyciąga przybyszów z Chin i całego świata, poszukających szansy przeżycia skoncentrowango treningu, który pozostał praktycznie niezmieniony od przynajmniej 300-400 setek lat. Chen Xiaoxing nadzoruje trening rosnącej liczby młodych adeptów, którzy wyróżnili się w zawodach i nauce. Często zabiera głos w sprawie profesionalizmu treningu w wiosce Chenów dla tych, którzy poszukują umiejętności na wyższym poziomie. Chen z entuzjazmem opisuje typowy ośmiogodzinny dzień treningu, jaki muszą znosić w wiosce Chen poważnie traktujący naukę adepci. Trening obejmuje ćwiczenia postawy/stania, intensywny trening form i mnóstwo ćwiczeń walki wręcz, które są oparte na grapplingu i obejmują bolesny trenning qinna (sztuki blokowania stawów). Inaczej niż wielu innych nauczycieli sztuk walki, którzy starają się uprościć i złagodzić reżim treningu dla amatorów, Chen Xiaoxing wyraźnie twierdzi, że poziom trenującego jest dyktowany przez jego trening.

Taki trening jest budowany wookół centralnych elementów takich jak postawa, forma i sparring. Ćwiczenia postawy są oparte na godzinach spędzonych na Zhang Zhuang lub ogólnych ćwiczeniach stania, po których następuje wyczerpujący trening form. Standardowy trening form w Chenjiagou polega na przećwiczeniu przynajmniej 10-20 powtórzeń Lao Jia Yi Lu (pierwszej formy "starego stylu"). Licząc, że prawidłowe wykonanie jednej formy zabiera około 12 minut, typowe w Chenjiagou jest spędzenie połowy dnia tylko na tych ćwiczeniach! Nauczyciele często nawet nie zaczynają porawiać form trenujących uczniów, dopóki nie wykonają oni przynajmniej 10 powtórzeń Yi Lu. Sparring jest ćwiczony w oparciu o "5 Poziomów" treningu pchających dłoni Chen Taiji. Po spędzeniu dlugich godzin na ćwiczeniu podstawowych pchających dłoni, trenujący rozpoczynają pionowy/stojący trening graplingu w celu zbudowania zakorzenienia, zrelaksowanej/rozluźnionej siły i umiejętności neutralizacji. Na tych fundamentach klasycznego treningu, syn Chen Xiaoxinga - Chen Ziqiang, międzynarodowy mistrz pchających dłoni w pełnym kontakcie, trenuje młodych zawodników, aby stworzyć przyszłe pokolenie zwycięzców Chen Taiji Sanda (wolnej walki w Taijiquan).

Taka praktyka sztuk walki, oparta na instynkcie przeżycia, jest poważną sprawą. A Chen Xiaoxing, który nadzoruje trening wszystkich rozwijających się w wiosce Chen zawodników jest spadkobiercą tego profesjonalizmu. Ponieważ mało podróżuje i jest zagorzałym "domatorem", początkujący zawodnicy - szukający wglądu w to czym naprawdę jest autentyczny trening sztuk walki z wioski Chen, mogą to najlepiej zobaczyć na przykładzie Chen Xiaoxinga. Jego podejście do treningu Taiji jest praktyczne, pełne mocy i oparte na instynkcie przeżycia, na którym polegali starodawni mistrzowie sztuk walki.

Popularyzacja Sztuk Walki z wioski Chen

Podczas ostatniego seminarium w USA Chen Xiaoxing nie ukrywał swojego entuzjazmu do demonstrowania pełnych mocy technik walki swojej rodzinnej sztuki. Jego dynamiczne Qinna i jego umiejętności wykonywania płynnych, zakorzenionych pchających dłoni zadziwiły uczestników seminarium, przyzwyczających do bardziej statecznych, konserwatywnych instrukcji. Chen Xiaoxing demaskuje śmieci, które czasem uchodzą za "tradycyjne" sztuki walki. Jest on teraz gotowy, aby zanieść swoje przesłanie autentycznej, niesfałszowanej klasycznej sztuki walki poza swoją rodzimą wioskę. Wraz z postępującym rozwojem swojej szkoły, zachęca uczniów ze wszystkich krajów świata do zamieszkania i uczestniczenia w treningach w tej zasłużonej instytucji. Jako ostoja rodzinnych tradycji sztuk walki rodziny Chen, poprzez rosnące uczestnictwo zawodników z różnych krajów, szkoła prowadzi do bezprecedensowej popularyzacji tradycji sztuk walki, tak łatwo ginących w dzisiejszych czasach.

Od wszystkich uczniów w tej szkole, zarówno lokalnych jak i zagranicznych, oczekuje się uczestnictwa w czynnościach typowych dla życia wiejskiego zawodnika. Chociaż nie wymaga się, aby przybysze z zewnątrz uprawiali ziemię czy pomagali wookół szkoły, jest to mile widziane. A przy najbliższym terenie zurbanizowanym oddalonym o 30 minut jazdy samochodem, tylko najbardziej odporni decydują się zostać w Chenjiagou, aby doświadczyć stylu życia zawodników z rodziny Chen, który pozostał praktycznie niezmieniony, z wyjątkiem swojej skali, od naprawdę długiego czasu. Chen Xiaoxing jest obecnym dobrym duchem stojącym za sukcesem szkoły, tym który wiąże nierozerwalnie Chenjiagou z tradycjami walki, obecnie dostępnymi dla wszystkich, których to szczerze interesuje.

Strona internetowa autora artykułu: www.truetaichi.com

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

SEMINARIUM Z MISTRZEM CHEN ZIQIANG - POZNAń 2011
Tomasz Grycan

Mistrz Chen Ziqiang (najstarszy syn mistrza Chen Xiaoxinga) po raz pierwszy odwiedził nasz kraj wiosną tego roku. Czytelnicy "Świata Nei Jia" mogli zapoznać się z artykułem na jego temat w poprzednim wydaniu magazynu. Lektura tego materiału nie pozostawiała złudzeń. To wojownik, który zawsze lubi eksperymentować i konfrontować swoje umiejętności.

Tai Chi najczęściej kojarzone jest z delikatną gimnastyką. Niewiele osób, ćwicząc powolne formy, myśli o tym jako o praktyce Kung Fu. Ci, którzy mieli kontakt z mistrzem Chen Ziqiang na seminarium w Poznaniu 9 maja, nie mają wątpliwości, że Taijiquan rodziny Chen to bardzo realny system walki. Kilka godzin intensywnego Tui Shou i bojowych aplikacji było niezwykle inspirujące.

Chen Ziqiang jest fighterem, widać to w każdym jego ruchu. Porusza się miękko jak kot, ale kiedy wykonuje techniki, jest groźny jak tygrys. Ćwicząc z nim, można doświadczyć błyskawicznego niesygnalizowanego przebudzenia siły. Chociaż wie się dokładnie, jaką dźwignię użyje w danej chwili, kiedy uczy jej na sali, to jednak moment zastosowania jej jest dużym zaskoczeniem i jest się zdziwionym :-), kiedy własne nogi znajdują się nagle w powietrzu i leci się w stronę ziemi. Tym bardziej trudno z nim walczyć, kiedy nie wie się, co zaraz zrobi :-).

Choć mistrz był wyraźnie niższy od większości osób na sali, to jednak kiedy ćwiczyło się z nim, miało się wrażenie, że jego ręce są jakby dłuższe i osaczały przeciwnika. Zawsze poruszał się w taki sposób, że traciło się wygodę działań i wpadało się w jego subtelne pułapki. Nawet osoby silniejsze stawały się bezradne i błyskawicznie przegrywały. Chen Ziqiang perfekcyjnie kontroluje środek ciężkości drugiej osoby. Potrafi niepostrzeżenie wytrącić każdego z równowagi, a także drobnymi ruchami nagle zastosować jakąś dźwignię.

Chociaż prowadząc zajęcia używa mało słów, to jednak nauka pod jego kierunkiem przebiega bardzo sprawnie. Wszystko dokładnie i powoli pokazuje. Jest cierpliwy i uśmiechnięty.

Gorąco zachęcam do korzystania z jego seminariów. Mam nadzieję, że w czasie kolejnej wizyty mistrza w Polsce będzie znacznie więcej czasu na Tui Shou i bojowe aplikacje.

Tomasz Grycan z mistrzem Chen Ziqiang

Powrót do spisu treści


Taijiquan

TAI CHI DLA DZIECI
Halina Kozioł


www.taichi-qigongszkola.pl

Czym jest metoda Tai Chi w odniesieniu do dzieci? Jest lekarstwem na to, o czym w domu rzadko się mówi. Bo kto ma czas w dzisiejszym zabieganym świecie na ćwiczenie umiejętności wyciszania się? Niewiele osób jest świadomych, jak dużo od tego zależy. Bo o potrzebie koncentracji wiemy - przypominamy sobie o niej wtedy zwłaszcza, kiedy dziecko ma z nią problemy. Mówimy wtedy: siedź spokojnie, skoncentruj się i oczekujemy tego, że tak właśnie się stanie - ot, tak zwyczajnie. Ale czy każde dziecko potrafi to zrobić? Poza tym najczęściej koncentracji wymagamy od dzieci podczas uczenia się i właściwie na tym nasze wymagania się kończą. Nie jesteśmy świadomi tego, że taka umiejętność jeszcze do czegoś może się przydać.

Brak czasu bezlitośnie wykreśla z planu dnia wiele czynności i skazuje nas na bylejakość, doraźność i życie w biegu. Weźmy choćby na przykład: gotowanie ciepłej zupy na śniadanie, takiej jaką gotowały nam nasze mamy, a babcie to już nie było mowy, żeby wypuściły dziecko z domu "bez ciepłego w żołądku". Tak było kiedyś. Dzisiaj dziecko dostaje drobne na "coś" (czytaj: fast food) do kupienia w szkolnym sklepiku. Wraca ze szkoły do domu, gdzie wita go włączony telewizor, przy którym nierzadko odrabia lekcje. I tak się do tego przyzwyczaja, że kiedy go wyłączamy, cisza go dekoncentruje. Potem kiedy dorasta, potrzebuje tego "szumu" wszędzie gdziekolwiek jest. Na ulicy, w autobusie, w gronie rówieśników. Wkłada do uszu słuchawki albo nieustannie trajkocze przez telefon komórkowy i dopiero jest dobrze i, co najważniejsze, na topie. Oczywiście to, że komuś siedzącemu obok może to przeszkadzać, nie przejdzie mu nawet przez myśl.

Nasz umysł, oczy i uszy narażone są na ciągły dźwięk, szum, obraz, przeróżne myśli, emocje kłębiące się niekontrolowanie w naszej głowie. Często jest w niej tak jak skrzynce pocztowej, do której oprócz poczty, również wrzucają nam przeróżne blotki i reklamy, na które nie czekamy. Różnica pomiędzy skrzynką pocztową a naszą głową jest taka, że skrzynkę sprzątamy. Konsekwencje dla zaśmieconego umysłu są znane i nazwane, a kiedy nas dopadną, chcielibyśmy zrobić z nimi porządek. Ale jak to zrobić? Od czego zacząć? Jak własne dziecko nauczyć "sprzątania głowy"?

Wiek XX dał nam komfort i nowoczesność, ale dal nam też telewizory, różnego rodzaju odtwarzacze, telefony komórkowe i laptopy żebyśmy nawet w podróży nie rozstawali się z medialnym szumem. Posiadanie takiego sprzętu stało się koniecznością a wśród dzieci i młodzieży dodatkowo jest najczęściej po prostu trendem, modą. Zjawisko towarzyszy nam wszędzie. Są nawet tacy, którzy idąc w góry nie rozstają się ze słuchawkami.

Gdzie możemy znaleźć spokój, jak się odprężyć, zrelaksować? Najlepiej w lesie, na łonie przyrody, w ciszy i harmonii jezior albo gór. A kiedy nie zawsze i nie każdemu to wystarczy, szukamy relaksu w SPA. W przeróżnych ośrodkach, hotelach, odnowach biologicznych, sanatoriach, uzdrowiskach, całych pakietach do wyboru i koloru. I bardzo dobrze. Szkoda tylko, że to całe dobrodziejstwo dla duszy i ciała przychodzi "z zewnątrz". W naszym umyśle, trzeba zrobić porządek "od wewnątrz", a to możemy zrobić tylko my sami. Nie pomogą tu drogie okłady z błota z Morza Martwego ani nie wyręczy nas najlepszy masażysta. Porządek w naszej głowie możemy zrobić tyko my sami.

Okazuje się , że bardzo przydatne do tego są metody i całe systemy, które oferuje nam filozofia i medycyna Wschodu. Lekarze Zachodu zaczynają je poznawać i doceniać. I nic dziwnego, bo kto w dzisiejszych czasach nie chce być zdrowy? Ciągły stres spowodowany pracą, nauką i wieloma innymi problemami, których dostarcza nam dzisiejsza cywilizacja, często prowadzi do nadciśnienia, nerwic, wrzodów żołądka i innych groźnych chorób. Jesteśmy na to narażeni nie tylko my sami, ale także nasze dzieci. Warto je nauczyć traktowania swojego umysłu jako narzędzia do radzenia sobie z otaczającym współczesnym światem. Trzeba wiedzieć, jak pomóc swemu dziecku, bo wówczas pomagamy także sobie.

Proponuję Tai Chi, które jest starochińską metodą profilaktyki zdrowotnej oraz WYCISZAJĄCEJ TERAPII MEDYCZNEJ praktykowaną przez miliony dzieci w Chińskich szkołach. W czasie rewolucji kulturalnej w Chinach na krótki czas zaprzestano tej praktyki, ale szybko do niej powrócono. Ponieważ jej efekty są nie do przecenienia. Służy ona rozwojowi ciała i umysłu, każdemu bez względu na wiek. Wycisza, relaksuje i odpręża. Zmniejsza stres i jego następstwa, poprawia koncentrację, wydolność serca i płuc zwiększa odporność organizmu na infekcje. Chińczycy mają świadomość konieczności codziennego wyciszania się, "sprzątania głowy". Dlatego ich dzieci w szkole podczas długiej przerwy ćwiczą uproszczoną formę złożoną z 24 ruchów Tai Chi.

Ponieważ "nie kopie się studni dopiero wtedy, gdy czuje się pragnienie", jak mówi starochińska maksyma, warto zacząć profilaktycznie stosować metodę Tai Chi w pracy z dziećmi, rozwijając ich umiejętności wyciszenia się, kontroli umysłu a także sprawności fizycznej.

Powrót do spisu treści


Qigong

BA DUAN JIN SIEDZĄC
Sławomir Pawłowski


tel.: 0-602-848-338

Zestaw ćwiczeń "Ba Duan Jin Siedząc" najkorzystniej jest wykonywać rano i wieczorem.
Regularne ćwiczenie wzmocni twój apetyt, ureguluje głęboki i spokojny sen, poprawi zdrowie oraz wzmocni odporność organizmu.

Definicja i ewolucja Ba Duan Jin

Termin "Ba Duan Jin" oznacza dosłownie: Ba = osiem Duan = części/kawałków Jin= brokatu.
Nazwa systemu qigong "Osiem Kawałków Brokatu" nawiązuje do brokatu, cennego, często jedwabnego materiału, sugerując, że efekty zdrowotne uzyskane w trakcie praktyki powyższych ćwiczeń są równie cenne, jak przysłowiowy brokat.
Na przestrzeni wieków zestawy ćwiczeń Ba Duan Jin uległy ewolucji, w wyniku której powstały wersje ćwiczeń różniące się kolejnością wykonywanych ruchów, jak i poszczególnymi ruchami. Niniejszy układ ćwiczeń "Ba Duan Jin" siedząc został usystematyzowany i opisany przez Zhong Li w czasie panowania dynastii Tang (618-907 roku n.e).
W czasach współczesnych ostateczne uporządkowanie "Ba Duan Jin" siedząc nastąpiło przez Li Shi Xin - profesora Departamentu Kultury Fizycznej na Uniwersytecie Pekińskim, zaś układu "Ba Duan Jin stojąc" zostało skompilowane z kilku istniejących uprzednio wersji przez profesora Zhuo Da Hong z Uniwersytetu Medycznego w Hong Shan.
Osoby zainteresowane ćwiczeniami "Shaolin Ba Duan Jin" odsyłam do artykułu pod adresem: www.neijia.net/neijia/luohan4_12.html umieszczonym również na stronie: www.shaolinqigong.pl

Wewnętrzne powiązania

"Ba Duan Jin Siedząc" należy do grupy systemów qigong zawierających między innymi ćwiczenia pozytywnie stymulujące, witalizujące i energetyzujące ludzki mózg.

Podobne założenia i oddziaływanie lecznicze spotykamy również w innych systemach chińskiego qigong, jak np.:

Praktykując niektóre z ćwiczeń "Ba Duan Jin Siedząc" oddziałujemy na swój mózg, jako fizyczne centrum świadomości. Ludzki mózg emituje "na zewnątrz" głowy duże ilości energii Chi, będąc jednocześnie podatnym na oddziaływanie jej z zewnątrz, np. poprzez zwrotną emisję Chi z dłoni, jak również na stymulację fizyczną powierzchni głowy przez nacisk punktowy, masaż (np. skroni) bądź ostukiwanie oraz wpływ bio termiczny. Oddziałując na określone obszary kory mózgowej "z zewnątrz" za pomocą emisji energii Chi, bio termicznie bądź manualnie, wywieramy jednocześnie wpływ na konkretne organy ciała powiązane z tymi rejonami mózgu. Zgodnie z powyższym, oddziałując bezpośrednio na mózg, wywieramy jednocześnie wpływ np. na nasze płuca, serce, żołądek, jelita lub wybrane organy wydzielania wewnętrznego. Podobnie, jak ma to miejsce w przypadku oddziaływania na korę mózgową, rzecz ma się również np. z oddziaływaniem na małżowiną uszną, której określone punkty posiadają połączenia z konkretnymi obszarom i organami ludzkiego ciała. Specjaliści akupunktury oddziałując fachowo za pomocą nakłuć punktów znajdujących się na powierzchni małżowiny usznej, wywierają leczniczy wpływ na poszczególne części ludzkiego ciała, lecząc tym sposobem między innymi również różnego typu uzależnienia lub przewlekłe zespoły bólowe. Analogiczne wewnętrzne powiązania wykorzystuje chińska akupresura, japońskie siatsu oraz diagnostyka lekarska oparta na mapie irydologicznej tęczówki ludzkiego oka. Tego typu działania terapeutyczne wykorzystywane były od stuleci i są nadal w wielu krajach Azji. Z biegiem czasu dotarły one i uległy rozpowszechnieniu między innymi w Europie, w tym w Polsce. Za pomocą dłoni jesteśmy w stanie emitować energię Chi poza własny organizm, jak również "odbija" i "zawraca" energię emitowaną przez mózg na zewnątrz organizmu z powrotem do jego wnętrza. Określając to obrazowo, dłonie otaczające głowę są w stanie "odbijać" energię Chi, jak lustro promienie światła, lub jeśli ktoś woli, oddziaływać przeciwstawnie na wypromieniowywaną przez mózg energię Chi jak ma to miejsce w przypadku magnesów o jednoimiennej biegunowości. Gdy mózg zostanie poprzez takie oddziaływania naenergetyzowany, zwitalizowany i energetycznie odżywiony, jest w stanie poprzez swoje połączenia z określonymi organami i narządami wewnętrznymi pozytywnie na nie oddziaływać. Wzajemne wewnętrzne organiczne i energetyczne powiązania organów i narządów oraz ich podatność na oddziaływanie energii Chi wyraźnie ukazują ogromny pozytywny potencjał możliwości leczenia i samo leczenia zawarty w praktyce rozmaitych systemów qigong. Osiągnięcie pozytywnych efektów w duże mierze zależy jednak od właściwej postawy ćwiczącego, jego zdeterminowania, systematyczności wykonywania ćwiczeń, często również właściwej diety bez używek i leków. Niektóre systemy lecznicze qigong ściśle łączą praktykę z restrykcyjnymi wymaganiami żywieniowymi, i w dużej mierze od ścisłego stosowania się do nich uzależniają pozytywny skutek wykonywania ćwiczeń. Przykładowo: np. oprócz diety wegetariańskiej zalecane jest w nich picie wyłącznie źródlanej wody, i kategoryczne "odstawienie" również kawy i herbaty, jako używek. Jak powszechnie wiadomo, dieta zawierająca w sobie dużo warzyw, przetworów mącznych i owoców będzie zdrowsza i lżej strawna od opartej w dużej mierze na przetworach mięsnych. Restrykcje te nie dotyczą jednak systemu "Ba Duan Jin".

Ćwicząc systematycznie "Ba Duan Jin Siedząc" stwarzamy warunki do tego, aby organizm sam się stopniowo oczyścił i powrócił do zdrowia oraz by ustanowiona została optymalna masa ciała oraz dobra kondycja psychiczna i fizyczna. Poszczególne ćwiczenia "Ba Duan Jin Siedząc" możemy wykonywać pojedynczo i wybiórczo, jednak siła ich oddziaływania zwiększy się, gdy wykonamy je wszystkie w serii, jedno po drugim.

Jeśli to możliwe, staraj się ćwiczyć w dobrze oświetlonym, przewietrzonym i cichym pomieszczeniu, o nie agresywnych barwach ścian lub jego wyposażenia, w sprzyjającej wykonywaniu ćwiczeń temperaturze.

W celu łatwiejszego utrzymania właściwej postawy ciała w trakcie ćwiczeń, nie obciążania kręgosłupa oraz nie utrzymywania w napięciu antagonistycznych mięśni utrzymujących pionowo tułów łatwiej jest wykonywać je siedząc np. na poduszce.

Ćwiczenie wstępne:

Usiądź w siadzie skrzyżnym, zamknij oczy i siedząc nieruchomo rozluźnij się: "Bih Muh Jing Tsuo".

Zachowując "odwrócony taoistyczny oddech" poprowadź energię chi przez "Shao Dou Tien"- tj. przez "Mały Obieg Chi", meridianami Ren Mei i Du Mei.(rys 1)


Rys 1.

Ćwiczenie 1:

"Podtrzymuj w obu rękach górę Kun Lun": "Shou Baw Kun Lun"
a następnie "Stukaj i uderzaj w jadeitową poduszkę".
"Kow Jyi Yuh Jeen":

Siedząc prosto na podłodze (najlepiej macie lub poduszce) ze skrzyżowanymi nogami, z prawą łydką na zewnątrz lewej, z podeszwami stóp skierowanymi ukośnie do przodu (tzw. "siad skrzyżny") rozepnij i poluźnij pasek oraz rozluźnij ubiór, aby nie krępowały swobody ruchów oraz oddychania. (fot. 1)


Fot 1.

Zrelaksuj wnętrze swojego ciała i skoncentruj swój umysł patrząc wprost przed siebie. Zgodnie z powiedzeniem: "Siła bierze swój początek w zaciskania zębów", zastukaj lekko zębami o siebie 36 razy, przyciskając lekko język do twardego podniebienia jamy ustnej. Zrób krótką przerwę, a następnie trzykrotnie najpierw w jednym kierunku a następnie w przeciwnym, powoli koliście przesuń językiem we wnętrzu jamy ustnej, pod górną i dolną wargą oraz obu policzkami. Gdy twoje usta wypełnią się śliną, połknij ją w trzech łykach głośno przełykając. Umiejętne przełknięcie śliny spowoduje, że nawilży ona równomiernie całe gardło.

Zgodnie z taoistycznymi traktatami, ślina będzie wówczas zawierać w sobie między innymi cenne wydzieliny z wewnętrznych gruczołów wydzielniczych, i postrzegana była przez taoistów jako jeden z cennych "eliksirów zdrowia" chroniących przed schorzeniami i leczących wiele dolegliwości, szczególnie skutecznie zaś schorzenia przewodu pokarmowego.

Spleć palce dłoni przed dolnym Dan Tien, unieś je koliście przed sobą, ponad głową i umieść je na potylicy. Skup się i "otwórz Chi Mei", zarówno z przodu, jak i z tyłu ciała (tj. przepływ Chi w Ren Mei i Du Mei). Trzymając splecione na potylicy dłonie odginaj łokcie w tył wraz z wydechem i naciskiem dłońmi na tył głowy oraz z wdechem przenosząc łokcie ku przodowi rozluźniając nacisk (fot. 2A/2B). Zgraj ruch z oddechem. Utrzymuj umysł czysty i jasny.

Powtórz ten ruch 12 razy.


Fot 2A.


Fot 2B.


Rys 2.

Przesuń następnie dłonie na boki głowy i przykryj nimi uszy z palcami rozpostartymi i skierowanymi ku tyłowi jak wachlarze. Wskazującymi i środkowymi palcami lekko ostukuj potylicę z obu stron 24 razy (rys 2.). Gdy dłonie są właściwie ułożone po obu stronach głowy, delikatne jej ostukiwanie wywołuje wyraźny rezonans dźwiękowy w jej wnętrzu.

Gdy skończysz, unieś obie ręce w górę zamykając jednocześnie pięści (rys/fot. 3). Weź głęboki oddech, wdychając i wydychając powoli i równo, a następnie opuść dłonie do pozycji początkowej (rys/fot. 1).


Rys 3.


Fot 3.

Z wdechem rozsuń dłonie nad uda, z wydechem złącz je splatając palce przed dolnym Dan Tien. Unosząc splecione dłonie z wdechem ("odwrócony" taoistyczny oddech) podnieś wodną Chi z dolnego Dan Tien do środkowego i zmieszaj ją w nim z ognistą chi, a następnie z wydechem opuść dłonie i rozprowadź zmieszaną Chi na cały organizm (fot 4). Na bezdechu kolistym ruchem unieś dłonie przed sobą (fot. 4A) na wysokość twarzy, skup się na górnym Dan Tien, po czym z wdechem przybliż je do czoła i górnego Dan Tien (fot 4.B). Powinieneś odczuć emisję energii Chi pomiędzy dłońmi, a górnym Dan Tien. Z wydechem unieś ręce w górę podążając wzrokiem za splecionymi dłońmi. Rozluźnij nadgarstki (Yang przejdzie wtedy w Yin), rozdziel dłonie i kolistym ruchem opuść je, ponownie splatając palce dłoni przed dolnym Dan Tien.

Powtórz całe ćwiczenie trzy razy, a następnie z wdechem rozsuń dłonie ponad uda obracając przedramiona wokół osi i z wydechem powróć do pozycji (rys/fot 1.), umieszczając dłonie przed dolnym Dan Tien .

Po wykonaniu ćwiczenia wykonaj w pozycji medytacyjnej (rys/fot 1) jeden cykl "małego krążenia energii Chi "Shao Dou Tien").


Fot.4


Fot.4A


Fot. 4B


Fot 5.

Ćwiczenie 2:
"Unieś Ręce i Napnij Łuk"


Fot 6.

Siedząc prosto w siadzie skrzyżnym umieść dłonie na kolanach. Podobnie jest w poprzednim ćwiczeniu, prawa łydka przed lewą, podeszwy stóp ustawione ukośnie ku górze, wzrok skierowany prosto przed siebie. Zrelaksuj się, z wdechem unieś i obróć przedramiona zamykając dłonie w kształt pięści na wysokości żeber, a następnie wypchnij je ku górze jak gdybyś wisiał na drążku. Obróć językiem wewnątrz jamy ustnej 36 razy (po 18 razy w każdą stronę), by ponownie wyprodukować ślinę i połknij ją w trzech łykach.

Gdy to zrobisz, zamknij oczy i wyobraź sobie to, że twoje serce jest ogrzewane przez zewnętrzne źródło światła, a promieniujące z niego ciepło rozpościera się stopniowo na całe twoje ciało. Następnie z wydechem otwórz dłonie i opuść ruchem okrężnym do pozycji medytacyjnej. Wraz z wdechem rozsuń dłonie, a z wydechem umieść przed dolnym Dan Tien, skierowane wnętrzem w kierunku ciała. Skoncentruj swoją świadomość na dolnym Dan Tien, emanując energię Chi z "serc dłoni" tj punktów "lao gong" w dolny Dan Tien, jednocześnie energetycznie ogarniając go i "podtrzymując". Z wdechem unieś dłonie i poprowadź we wnętrzu ciała "wodną" Chi z dolnego do środkowego Dan Tien, na bezdechu połącz i zmieszaj ją z "ognistą" Chi w środkowym Dan Tien. Z wydechem rozsuń ręce ruchem "napinania łuku" podążając wzrokiem za palcami dłoni odsuwanej dalej od ciała z wyprostowanymi palcami środkowym i serdecznym (ułożenie dłoni podobne do kształtu dłoni "magicznego miecza"). W czasie odsuwania jednej ręki, cofnij drugą ruchem przypominającym naciąganie cięciwy łuku z odwiedzionym kciukiem aż do chwili, gdy łokieć znajdzie się na wysokości i na linii barku (fot. 7).


Fot 7.

Po wykonaniu tego ruchu, na bezdechu powoli zamknij delikatnie obie pięści nie zaciskając ich mocno. Zostaw niewielką wolną przestrzeń wewnątrz pięści, tak jak ma to miejsce w ruchu taijiquan "Cios poszukujący linii prostej". Z wdechem zbliż pięści do środkowego Dan Tien i na nim skoncentruj ponownie umysł i Chi. Na bezdechu otwórz dłonie i skieruj ich "serca" (punkty lao gong) w kierunku środkowego Dan Tien, po czym z wydechem opuść dłonie podążając przez wnętrze ciała świadomością do dolnego Dan Tien i tam kierując przepływ energii. Wykonaj następnie to ćwiczenie na przeciwną stronę. Gdy cały cykl (na obie strony) wykonasz trzykrotnie, z wdechem rozsuń dłonie nad uda obracając jednocześnie przedramiona wokół ich osi, i z wydechem umieść je przed dolnym Dan Tien w pozycji medytacyjnej "obejmując" go energią emanującą z dłoni.

Ćwiczenie 3.
"Unosząc dłonie ureguluj działanie śledziony i żołądka"

Siedząc w siadzie skrzyżnym w pozycji medytacyjnej rozsuń z wdechem dłonie a następnie zbliż do siebie przed dolnym Dan Tien tak, aby się prawie stykały palcami (ruch przypominający nabieranie dłońmi wody). Rozluźniając i nieznacznie zaokrąglając ramiona unieś dłonie prowadząc świadomie energię Chi z dolnego do środkowego Dan Tien, na bezdechu obróć dłonie i zmieszaj Chi ognia z Chi wody w środkowym Dan Tien, po czym z wydechem opuść dłonie rozprowadzając energię po całym organizmie i skoncentruj się ponownie na dolnym Dan Tien. Pozostaw prawą dłoń przed dolnym Dan Tien, a lewą na bezdechu kolistym ruchem unieś na wysokość twarzy. Skoncentruj się na górnym Dan Tien i z wdechem przysuń dłoń do czoła nie dotykając go. W czasie bezdechu możesz odczuwa Chi emanującą między górnym Dan Tien, a umieszczoną przed nim dłonią (fot.8).


Fot 8.

Z wydechem unieś dłoń ponad głowę podążając za nią wzrokiem, po czym na bezdechu przez moment "podpieraj niebo" (fot 9).


Fot 9.

Rozluźnij nadgarstek i z wdechem opuść dłoń umieszczając ją przed górnym Dan Tien. W czasie bezdechu ponownie skup się na odczuwaniu promieniującej między dłonią a górnym "Dan Tien" energii Chi, po czym z wydechem kulistym ruchem w bok opuść dłoń umieszczając ją przed dolnym Dan Tien. W trakcie opuszczania dłoni podążaj za nią wzrokiem. Przed dolnym Dan Tien "złap w dłonie kulę energii Chi". Ułożenie dłoni (lewa pod prawą) przypomina trzymanie w dłoniach małej piłki. Na bezdechu unieś koliście prawą dłoń na wysokość twarzy, tak, jak poprzednio lewą, i powtórz całe ćwiczenie na przeciwną stronę. Pod koniec ćwiczenia umieść prawą dłoń pod lewą przyjmując pozycję medytacyjną.

Cały cykl powtórz trzy razy.

Ćwiczenie to reguluje przemianę materii, poprawia przepływ krwi w narządach przewodu pokarmowego, oddziałuje pozytywnie na funkcjonowanie śledziony i żołądka.

Po wykonaniu ćwiczenia wykonaj jeden cykl "małego obiegu Chi".

Ćwiczenie 4:
"Pocieraj dolną część pleców a następnie odsuń raz jedną raz drugą pięść"
"Shou Mo Jieng Men"

Siedząc prosto w siadzie skrzyżnym rozgrzej dłonie pocierając nimi o siebie aż się rozgrzeją, a następnie odsłoń plecy w okolicy nerek i umieść dłonie na wysokości nerek z kciukami wskazującymi przód i palcami dłoni skierowanymi ukośnie ku tyłowi. Ruchami okrężnymi, wzdłuż kręgosłupa od dołu ku górze, a następnie na zewnątrz i w ku dołowi naciskaj i masuj dłońmi "esencję wewnętrznych drzwi" koncentrując się na Chi zgromadzonej w nerkach i prowadząc ją do dolnego Dan Tien.

Wykonaj trzydzieści sześć kolistych ruchów masujących, po czym przykryj ubraniem odsłoniętą część pleców i umieść dłonie ponownie w pozycji medytacyjnej. (fot 10/10A). Możesz to ćwiczenie wykonać bez odsłaniania pleców, wykonując je przez materiał np. podkoszulki. W takim przypadku wskazane jest, aby materiał z którego wykonana jest odzież był pochodzenia naturalnego (np. z bawełny).


Fot. 10


Fot 10A.

Spokojnie oddychając skup świadomość na środkowym Dan Tien i wyobraź sobie płomień rozprzestrzeniający się z niego w dół w kierunku dolnego Dan Tien i obejmujący stopniowo ciepłem całe ciało. Poczuj ciepło w całym ciele.

Odsuń i opuść dłonie tak jak w ćwiczeniu "Unoszenia rąk i napinania łuku" otaczając energią dłoni dolny Dan Tien. Z wdechem unieś powoli ręce z przed dolnego na wysokość środkowego Dan Tien (na wysokość piersi). Z wydechem powoli odsuń poziomo lewą pięść ponad lewym kolanem, a prawą pięść przesuń w okolice prawej piersi. Chwilkę zatrzymaj się rozluźniony na bezdechu, a następnie z wdechem powoli otwierając dłonie zbliż je na powrót przed piersiami koncentrując się na środkowym Dan Tien. Z powolnym wydechem opuść je w dół do pozycji wyjściowej, prowadząc świadomie w dół Chi. Podobnie, jak w poprzednich ćwiczeniach nie zaciskaj mocno pięści oraz postaw w ich wnętrzu niewielką przestrzeń, tak aby w środku mógł się zmieścić np. ołówek. Powtórz to ćwiczenie w przeciwnym kierunku odsuwając prawą pięś.

Powtórz trzykrotnie całe ćwiczenie odsuwania pięści.

W trakcie wykonywania tego ćwiczenia świadomość podąża wraz z ruchem analogicznie, jak w ćwiczeniu "Unieś ręce i napnij łuk".


Fot. 11


Fot 11A.

Ćwiczenie 5:
"Obracając tors w jedną i drugą stronę wielokrotnie skręć i kołysz niebem"
"Yuen Pin, Wei Bay Tian Yu"


Rys 4.

Rozluźnij szyję i ramiona, skup uwagę na kanałach Chi przechodzących przez szyję i otwórz je. Spoglądając przed siebie weź wdech, a następnie z wydechem obróć głowę w prawo, skręć jednocześnie powoli tułów wokół osi kręgosłupa i spójrz za siebie. Z wdechem powróć do pozycji wyjściowej, a następnie z wydechem obróć głowę i skręć tułów w lewo. Z kolejnym wdechem powróć ponownie do pozycji wyjściowej. Z każdym obrotem głowy spoglądaj "głęboko" za siebie.

Powtórz ćwiczenie 36 razy, wykonując je naprzemiennie po 18 razy na każdą stronę.

Gdy wykonasz powyższe ćwiczenie wymasuj ruchami ust i języka wnętrze jamy ustnej, wargi oraz policzki.


Fot. 12

Usiądź jak w formie 4. spoglądając prosto przed siebie. Z pełnym cyklem oddechu umieść prawą dłoń na biodrze a lewą na wysokości splotu słonecznego (na wysokości środkowego Dan Tien). Podczas wdechu skoncentruj się na środkowym Dan Tien, a z wydechem unieś lewe ramię i opuść prawe w dół ku tyłowi, spoglądając ponad prawym barkiem w tył. (fot. 13 B/13 C). Z kolejnym wdechem powróć do poprzedniej pozycji. Powtórz ćwiczenie 36 razy, po 18 razy na lewą (fot13, 13A), i 18 na prawą stronę. Obracaj głowę wraz z oddechem i ruchem rąk. Ćwiczenie to działa masująco na większość organów wewnętrznych, poprawia przemianę materii, polepsza trawienie, wzmaga działalność wydzielniczą trzustki, oddziałuje pozytywnie na rdzeń kręgowy i cały kręgosłup, szczególnie zaś na odcinek szyjny zwiększając jego ruchliwość, poprawia przepływ krwi przez szyję oraz znosi napięcia mięśniowe w okolicy ramion.

Po zakończeniu ćwiczenia powróć do pozycji jak na rysunku nr 1. i wykonaj jeden cykl małego obiegu Chi.


Fot. 13


Fot 13A.


Fot. 13B


Fot 13C

Ćwiczenie 6:
"Obracając tors w obie strony kołysz ciałem i przeciągnij się"

Połóż dłonie na kolanach. Pochyl ciało w prawo, wysuń lewe ramię naprzód a prawe cofnij w tył. Pochyl się w kierunku prawego kolana i przenieś tułów rotacyjnym ruchem ponad kolanami skręcając tułów i spoglądają w lewo, odpychając się lekko prawą dłonią od prawego kolana, po czym wykonaj odwrotny ruch powracając do pozycji wyjściowej. Następnie wykonaj to ćwiczenie w przeciwnym kierunku (fot 14.). Powtórz ćwiczenie 36 razy (po 18 razy na stronę) stopniowo pogłębiając stopień rotacji.

Po wykonaniu ćwiczenia umieść dłonie w pozycji medytacyjnej i wykonaj jeden cykl małego krążenia energii Chi.


Fot. 14

Ćwiczenie 7:
"Unieś ręce i przytrzymaj dłońmi palce stóp"
"Tuo An Pan Tzu"


Rys 5.

Siedząc w pozycji medytacyjnej umieść lewą dłoń na brzuchu, a prawą połóż na lewej. Zamknij delikatnie oczy, zrelaksuj się i wyobraź sobie płomień rozchodzący się z dołu brzucha do talii i dalej w górę ciała, między łopatkami aż do szczytu głowy.

Umieść dłonie na powrót przed dolnym Dan Tien.

Siedząc w siadzie skrzyżnym unieś z wdechem okrężnie dłonie ponad głowę, splatając palce nad punktem Bai Hui. Z wydechem wypchnij je w górę prostując jednocześnie ciało. Z kolejnym wdechem rozluźnij ramiona i opuść koliście dłonie w dół do pozycji wyjściowej.

Powtórz cały cykl 3 razy.


Fot. 15


Fot 16

Następnie zamknij delikatnie usta i wykonaj przez nos trzy głębokie oddechy.


Fot. 17


Fot 18

Utrzymując pionowo tułów wysuń nogi do przodu i rozstaw stopy na szerokość ramion. Z wdechem nieznacznie unieś i rozsuń dłonie, a następnie z wydechem wraz ze skłonem i łagodnym ruchem dłoni poprowadź energię chi z dolnego Dan Tien przez biodra i meridiany w obu nogach jednocześnie aż do palców obu stóp. Wykonuj trzykrotnie ruchy dłońmi prowadząc Chi w meridianach nóg "od siebie" i trzykrotnie "do siebie" tj. od stóp do dolnego Dan Tien. Po wykonaniu z wydechem trzeciego ruchu "od siebie" unieś z wdechem dłonie nad stopami i z wydechem poprowadź Chi trzykrotnie w przeciwnym kierunku, tj. "do siebie". Spoglądając przed siebie połóż dłonie na podłożu po obu stronach bioder z kciukami dotykającymi ciała oraz palcami wskazującymi skierowanymi ku przodowi. Skoncentruj się jednocześnie na dolnym, środkowym i górnym Dan Tien (fot 17). Pochyl się w przód i chwyć dłońmi podbicie śródstopia i palce jednej stopy (rys 5.). Trzymając stopę wypchnij piętę w przód. Wykonaj następnie to ćwiczenie na drugą stopę. Twój wzrok powinien spoczywać na stopie, którą aktualnie trzymają dłonie. (fot 18/fot 19.).


Fot. 19

Powtórz ćwiczenie 12 razy na każdą stopę, wykonując za każdym razem głęboki oddech (wdech i wydech).

Spleć palce dłoni przed dolnym Dan Tien. Z wdechem unieś dłonie ponad głowę, a następnie z wydechem wypchnij je w górę (rys 6). Z wdechem opuść je i z rozluźnionymi ramionami i łokciami skierowanymi nieznacznie ku przodowi umieść je tuż ponad punktem Bai Hui na szczycie czaszki. Z wydechem opuść łagodnie splecione dłonie przed środkowym i dolnym Dan Tien, rozdziel dłonie na wysokości miednicy, pochyl się w przód, złap i na bezdechu przytrzymaj obie stopy jednocześnie, po czym z wdechem łagodnie powróć do pozycji początkowej, z wydechem złącz ponownie palce dłoni i wykonaj ćwiczenie ponownie (fot.20).


Fot. 20

Powtórz całe ćwiczenie trzykrotnie.

Ćwiczenie 8:

"Podpieranie nieba dłońmi ze złączonymi palcami i skłon w przód"


Rys 6.

Usiądź pionowo z nogami zgiętymi w kolanach (w siadzie skrzyżnym), jak miało to miejsce w poprzednich ćwiczeniach. Prawa łydka przed lewą, podeszwy stóp skierowane ukośnie w górę. Z wnętrzami dłoni skierowanymi w górę złącz palce razem delikatnie naciskając małymi palcami na brzuch. Spoglądając prosto przed siebie skoncentruj się na dolnym Dan Tien. Unieś dłonie do klatki piersiowej a następnie ponad głowę, stopniowo obracając przedramiona i nadgarstki, aż wnętrza dłoni skierowane będą ponownie ku górze. Powoli opuść dłonie tą samą drogą umieszczając je ponownie na brzuchu. Powtórz ćwiczenie dziewięć razy robiąc wdech gdy zbliżasz dłonie do głowy i wydech kiedy je od niej oddalasz. Następnie unieś z wdechem koliście dłonie i spleć palce ponad głową, i z wydechem wypchnij je w górę tak wysoko, jak tylko zdołasz. (Fot.21)Utrzymuj kręgosłup prosty i spoglądaj prosto przed siebie. Trzymaj przez chwilkę na bezdechu uniesione ponad głową dłonie, a następnie opuść je do około połowy ich odległości od głowy, rozluźnij nadgarstki, rozsuń dłonie i kolistym ruchem opuść je przed dolny Dan Tien do pozycji "medytacyjnej".(fot 22.)

Powtórz ćwiczenie trzy razy.

Unieś z wdechem koliście dłonie ponad głowę "podtrzymując nimi niebo" tak, jak poprzednio, lecz zwróć uwagę, aby tym razem ich palce się nie stykały. Z wydechem wykonaj głęboki skłon w przód kładąc dłonie na podłożu (fot 23.). Z wdechem powoli wyprostuj ciało, przenieś dłonie nad udami i ponownie unieś je w górę, po czym wykonaj całe ćwiczenie raz jeszcze.

Powtórz ćwiczenie wykonując skłon trzykrotnie.


Fot. 21


Fot 22

Po wykonaniu ćwiczenia siedź spokojnie przez kilka chwil z oczami przymkniętymi i ustami delikatnie zamkniętymi. Okrężnymi ruchami języka wewnątrz ust (łącznie 6 razy: 3 razy w jedną i 3 w drugą stronę) wyprodukuj ślinę i przełknij ją w jednym łyku. Porusz i potrząśnij ramionami, skręć się w talii w jedną i drugą stronę, po czym rozluźnij całe ciało i wyreguluj sanjiao (potrójny ogrzewacz). Wzmocni to swój kręgosłup. Na koniec zrelaksuj mięśnie grzbietu i ponownie pomasuj okrężnymi ruchami swoje nerki poprzez naprzemienny nacisk i rozluźnienie.


Fot 23

Siedząc w siadzie skrzyżnym, tak, jak przed wykonaniem pierwszego ćwiczenia, spokojnie "opuść" umysł do dolnego Dan Tien, by energia mogła przepływać przez całe wnętrze twojego ciała i wypełniwszy je, promieniować na zewnątrz skóry, generując energetyczną ochronną aurę chi wokół całego twojego organizmu.

Gdynia, marzec 2011

Powrót do spisu treści


Kung Fu

MISTRZ HONG ZHITIAN W SŁUPSKU - RELACJA Z 30.04.2011 R.
Dariusz Muraszko


www.wutaichi.republika.pl

"Mistrzostwa nie zdobędzie, kto wprzódy nie dosięgnie sztuki życia krańców"
Michał Anioł (1475 - 1564)

Słowo...

Wielokrotnie dyskutowałem ze znajomymi na temat sensu organizowania seminariów z ekspertami innych stylów niż te, które sami ćwiczymy. Konkluzje zawsze były podobne - nie za bardzo ma to obecnie sens. Ale w przypadku kontaktu z mistrzami sprawa wygląda inaczej. Tu wnioski są też dość spójne - od autentycznego mistrza można sporo "wychwycić", niezależnie od ćwiczonego stylu.
Kontakt z wysokiej klasy ekspertem pozwala więcej zauważyć w tym co ćwiczymy na co dzień. Swoje umiejętności widzimy z nowej, szerszej perspektywy. Powiada się, że mistrz naucza samą swoją obecnością...
Choć uważam siebie za "południowca" i czuję się nieco obco w widowiskowych technikach stylów "Kopnięcia Północy", to nie wahałem się skorzystać z okazji i zaprosić do Słupska Hong Zhitiana - urodzonego w 1946r. wybitnego mistrza Gong Fu (Kung Fu) stylu Chuojiao Fanzi, jedynego spadkobiercę linii pekińskiej, wiceprezydenta Pekińskiej Grupy Naukowej Chuojiao Fanzi, ucznia słynnego mistrza Wu Binlou.

Shen (duch)

Hong Zhitian jest człowiekiem interesującym, ma wyrazistą osobowość. Już przed seminarium wiedziałem, że mistrz świetnie wyczuwa ćwiczące grupy - potrafi spontanicznie i trafnie reagować na różne sytuacje. Choć nie słyszałem o profesjonalnych testach, które potrafią skutecznie mierzyć "iloraz" inteligencji emocjonalnej, to jestem przekonany - Hong Zhitian mógłby je układać.
Poprawnie praktykowane Gong Fu uczy "dostrzegać niewidoczne". Obcując z mistrzem można było odnieść wrażenie, iż prześwietla ludzi jak rentgen. "Duch" starych Chin podążał za Hongiem jak cień. Nawet w staropolskiej karczmie "Pod Kluką", wsłuchując się we frapujące opowieści na temat tradycyjnego Wu Shu, czułem się jak w dawnych Chinach... To były niezapomniane chwile, miały swój czar.

Wu Gong (umiejętności bojowe)

Dla uczniów początkujących każda technika stylu Chuojiao Fanzi była absolutną nowością. To zresztą wydaje się zrozumiałe. Natomiast ludzie lepiej wytrenowani, także asystenci i instruktorzy, szukali w prezentacjach mistrza podobieństw do tego co sami ćwiczą na co dzień.
Należy obiektywnie przyznać - Shen Fa (praca ciała) w Chuojiao Fanzi jest trudna. Nawet Hong Zhitian kilkakrotnie to podkreślał. Dlatego program seminarium zmierzał ku znalezieniu płaszczyzny na, której "bezkonfliktowo" mogłyby się spotkać koncepcje Chang Quan i Nan Quan. Myślę, iż to w dużym stopniu się udało.
Pomimo widocznych różnic stylowych (na sali byli między innymi przedstawiciele Wu Taiji Quan oraz tak zwanego Gong Fu Vo) podstawowy materiał techniczny Chuojiao Fanzi nie był nam zupełnie obcy. Z nieukrywanym zainteresowaniem wysłuchiwałem wyjaśnień mistrza na temat zakorzeniania się w postawach czy sposobów emisji siły podczas zadawania uderzeń rękami. Choć pewne zasady z Chuojiao wydawały się nam bliźniaczo podobne do tych z Hu Quan czy nawet stylu Wu, to sposoby ich opisu stanowiły novum.

Pewnym minusem organizacyjnym była zbyt duża liczba uczestników. Na etapie przygotowań warsztatów została podjęta decyzja aby do udziału w nich dopuścić wszystkich chętnych, także osoby nie wytrenowane w sztukach walki. Ta sytuacja, siłą rzeczy, hamowała nieco mistrza przed wprowadzeniem kombinacji zaawansowanych. Na tle licznej grupy "ginęły" też z pola widzenia osoby z wieloletnim stażem.

  

Nei Gong / Qi Gong (ćwiczenia wewnętrzne)

To było prawdziwe "szaleństwo". Ćwiczenia poświęcone pielęgnowaniu zdrowia przyciągnęły tłumy. Wiek nie miał znaczenia. Obok ludzi bardzo młodych stali emeryci, "dziarsko" trenowały też osoby niepełnosprawne. Zapał i frekwencja jak w latach 80-tych. Choć zabrzmi to mało skromnie, Słupszczanie i goście z zaprzyjaźnionych miast po raz kolejny nie zawiedli. Pokazali rodakom w jakim kierunku warto się rozwijać. Może dali początek ogólnokrajowej modzie? Byłoby miło. Do lansowanego obecnie hasła "Moda na Słupsk" dodałbym "i Qi Gong".
Sympatycy Taiji Quan oraz Qi Gong nie odrywali od mistrza wzroku. Także młodzież zdawała się być zafascynowana umiejętnościami Hong Zhitiana. Czy należy się dziwić? Nie. My Europejczycy nie często mamy okazję stanąć twarzą w twarz autentyczną tradycją świata Nei Jia. Nasz sposób postrzegania i rozumienia rzeczywistości w konfrontacji z pryncypium starochińskiej medycyny stanowi doświadczenie poruszające. Nie mam wątpliwości - te dwie drogi (koncepcje) muszą się jak najczęściej spotykać. Mistrz pokazał Yangsheng Gong, ćwiczenia spokojne lecz tylko pozornie łatwe. Aby wykonać je poprawnie oraz odczuć wymierne efekty zdrowotne potrzeba wielu miesięcy pracy. Hong z pietyzmem poprawiał ćwiczących. Doskonale spisali się seminaryjni "asystenci" mistrza - Marek Klajda i Andrzej Konarski. Nie było zmiłuj się. Wszyscy pracowali przez kilka godzin na pełnych obrotach. Brawo!

Klein Paris (Mały Paryż)

Mistrz Hong Zhitian jest człowiekiem szczerym. Mówi to co myśli lub milczy. Co do pewnej sprawy nie mam wątpliwości, Słupsk mu się spodobał. I to nie dlatego, że mamy tu najstarszą czynną windę w Europie, dom wynalazcy widokówki Heinrich von Stephana, największą na świecie kolekcję dzieł Witkacego czy nocny dancing w najstarszym słupskim hotelu (1897r.) - to miasto jest po prostu Małym Paryżem. Obecnie trwają u nas prace rewitalizacyjne, centrum jest rozkopane. Ale zaprzyjaźniony "przewodnik" zręcznie omijał wykopy i pokazywał gościom wyłącznie "klejnoty" Słupska. Dlatego obecnie nie zachęcam zbyt mocno do samodzielnych wypraw turystycznych w nasze strony. Lepiej będzie poczekać na kolejne warsztaty i zwiedzić gród z nad rzeki Słupi z "przewodnikiem" Filipem Woźniakiem - uczniem najstarszej w Polsce sekcji stylu Wu Taiji Quan.

Powrót do spisu treści


POPRZEZ TRENING UMYSŁOWY DO ZWYCIĘSTWA (KONTYNUACJA)
SPOSOBY OSIĄGANIA STANU RELAKSU
Dariusz Nowicki

Istnieje wiele sposobów (lub też technik) osiągania stanu relaksu, czyli wywoływania reakcji relaksacyjnej. Herbert Benson, twórca koncepcji reakcji relaksacyjnej, jest zwolennikiem prostych technik medytacyjnych, jako drogi wchodzenia w ten odmienny ale jakże korzystny stan ciała i umysłu. Przez wiele lat prowadził wraz z zespołem badania nad medytacją transcendentalną, aby następnie opracować własną wersję tej techniki.

Przede wszystkim powinieneś przyjąć pozycję ciała na tyle wygodną, aby nie zakłócała ona twojej koncentracji a jednocześnie nie była zbyt "bierna" i nie prowadziła do snu. Może to być na przykład pozycja siedząca na krześle, taborecie lub w fotelu. Warunkiem uzyskania stanu relaksu w tej technice medytacji jest koncentracja uwagi na powtarzaniu jakiegoś słowa (czy też zbioru dźwięków) określanego nazwą "mantra".

W oryginalnej technice medytacji transcendentalnej (TM) mantra odgrywa kluczową rolę i jest dobierana indywidualnie przez mistrza-nauczyciela dla każdego ucznia. Benson uważa jednak, że brzmienie mantry nie ma znaczenia, a kluczową rolę odgrywa sam fakt koncentracji na wybranym słowie lub dźwięku. Powtarzanie go pozwala na oderwanie się od dotychczasowych ciągów myślowych i wywołanie wewnętrznej "pustki myślowej". Benson proponuje powtarzanie słowa "one" (po angielsku "jeden"). Ale Ty możesz wybrać jakiekolwiek inne krótkie słowo, na którym następnie koncentrujesz uwagę, powtarzając je w myśli w rytmiczny sposób przez 15-20 minut. W miarę ćwiczenia koordynujesz tę tzw. mantrę ze swoim rytmem oddechowym. Inną, dość popularną techniką medytacyjną, zapożyczoną z buddyzmu zen, jest koncentracja na rytmie oddechowym. Siadasz w pozycji lotosu lub półlotosu albo na piętach, wyprostowujesz plecy, przymykasz oczy i koncentrujesz uwagę na kolejnych wydechach licząc przy tym np. od dwudziestu do jednego. Poprzez takie rytmiczne oddychanie i skoncentrowanie się na oddechu, doprowadzasz do stopniowego rozluźnienia mięśni i pojawienia się reakcji relaksacyjnej. Sądzę jednak, że bardziej skuteczne są inne, związane z europejskim kręgiem kulturowym, sposoby osiągania relaksu. Bardziej odpowiadają one naszej psychice, a także wiążą się ze specyficzną pracą mięśni, co później korzystnie wpływa na szybkość uczenia się ruchów, a więc i nowych technik walki. Sposoby te zawierają pewne elementy ćwiczeń oddechowych i wyobrażeniowych, a więc wykorzystują zjawiska, z którymi mamy do czynienia w przypadku medytacji.

Można je podzielić na dwie grupy:
- techniki wykorzystujące głównie zjawisko rozluźnienia mięśnia występującego natychmiast po jego napięciu (np. relaksacja progresywna Jacobsa)
- techniki oparte na związku wyobrażenia ciężaru i ciepła z rozluźnieniem danej grupy mięśniowej (np. trening autogenny Schultze'a).

Relaksacja progresywna

Nauka relaksu polega tu na świadomym (koncentracja!) napinaniu i rozluźnianiu poszczególnych grup mięśniowych. W ten sposób uczysz się i zapamiętujesz wrażenia mięśniowe związane z napięciem i rozluźnieniem mięśni. Dzięki temu uczysz się jak wywoływać stan rozluźnienia wtedy, gdy tego potrzebujesz. Jednocześnie rozluźnieniu mięśniowemu zaczyna towarzyszyć rozluźnienie umysłowe, czyli pojawia się reakcja relaksacyjna.

Oczywiście możesz zauważyć, że przecież ciągle napinasz i rozluźniasz mięśnie i nie obserwujesz oznak relaksu. Masz rację, ale zasadnicza różnica polega na tym, że w przypadku relaksacji progresywnej masz okazję skoncentrować się na poziomie napięcia wyizolowanej grupy mięśni. Zwykle zaś wykonujesz całe sekwencje ruchów (a więc napięcia i rozluźnienia) w sposób automatyczny, nie myśląc o tym napięciu. Poprzez ćwiczenia relaksacji progresywnej uczysz się dodatkowo kontrolować napięcie mięśniowe i uruchamiać tylko te mięśnie, które są niezbędne dla wykonania danego ruchu, co prowadzi do podwyższenia poziomu koordynacji i precyzji ruchu oraz szybkości i siły danej techniki. Powyższe rozważania zilustruję przykładem ćwiczeń zaczerpniętym z relaksacji progresywnej wg. Colsona.

Każde ćwiczenie wykonuje się 3-4 razy (dla prawej i lewej kończyny oddzielnie)
"Zegnij stopę ku górze (palcami w kierunku twarzy) mocno, jeszcze mocniej ... i rozluźnij".
"Zegnij stopę ku dołowi, mocno, jeszcze mocniej ... i rozluźnij".
"Wyprostuj obie nogi w kolanach, wyprostuj jak najmocniej i naciskaj nimi na podłoże, mocniej ... i rozluźnij".
"Wyprostuj mocno obie ręce i przyciśnij je do boków tułowia, mocno, jeszcze mocniej ... rozluźnij i odsuń ręce od tułowia".
"Opuść głowę, dociskając brodę do klatki piersiowej, napinając mięśnie karku ... i rozluźnij mięśnie".

Trening autogenny

Koncepcja treningu autogennego, jako techniki pozwalającej wpływać na własny organizm i przeżycia psychiczne, została opracowana przez lekarza J. H. Schultza już w 1932 roku w wyniku badań nad autohipnozą i wpływem sugestii na funkcje organizmu. Stan umysłu towarzyszący ćwiczeniom nazywany jest pasywną koncentracją - ćwicząc skupiasz się na treści autosugestii i własnych odczuciach, ale nie starasz się wywołać ich za wszelką cenę. Sugestia płynie jak gdyby obok, a organizm dzięki wyciszeniu psychicznemu dostosowuje się do niej. Ćwiczenia podzielone są na dwa etapy (tzw. "stopnie"). Ćwiczenia pierwszego stopnia służą nauce relaksacji i użyciu prostych sugestii. Drugi stopień zawiera ćwiczenia zbliżone do medytacji, kształtujące zdolności wyobrażeniowe i odbierania informacji nadanych przez nasz mózg.

Poszczególne ćwiczenia wykonuje się w ten sposób, że cicho lub w myśli powtarzasz sobie sugestię, mającą wywołać dane wyobrażenie (np. ciężkości lub ciepła mięśni), a następnie wyobrażenie to powoduje rzeczywiste zmiany w stanie mięśni i funkcjonowania organizmu.

Przedstawione poniżej przykładowe ćwiczenia pochodzą z radzieckiej adaptacji treningu autogennego, stworzonej dla potrzeb sportu wyczynowego przez A. G. Odesskiego. Spokojnie i ze zrozumieniem powtarzaj w myśli lub półgłosem następującą formułę:
"Moja prawa ręka staje się wiotka i ciężka" (6-8 razy)
"Moja prawa ręka staje się coraz cięższa" (6-8 razy)
"Moja prawa ręka jest całkowicie ciężka" (6-8 razy)
"Jestem zupełnie spokojny" (1 raz)
Następnie otwórz oczy, usuń uczucie ciężaru poprzez napięcie i rozluźnienie mięśni oraz kilkukrotne zgięcie ręki.
Powtórz to całe ćwiczenie raz jeszcze. Następnie wykonaj to samo z lewą ręką.
Kiedy potrafisz w ten sposób wywołać uczucie ciężaru rąk i nóg, to możesz przejść do ćwiczenia wywoływania uczucia ciepła, według następującego ogólnego schematu:
"Moja prawa ręka staje się wiotka i ciepła" (6-8 razy)
"Moja prawa ręka staje się coraz cieplejsza" (6-8 razy)
"Moja prawa ręka jest całkowicie ciepła" (6-8 razy)
"Jestem zupełnie spokojny" (1 raz)

Metody opisane powyżej inspirowane są przez potrzeby psychologii klinicznej, mają charakter psychoterapeutyczny i często nie przystają do potrzeb treningu sportowego czy też nauczania tzw. "walki realnej". Często nawet sama informacja, że jest to metoda kliniczna zniechęca zawodnika do jej stosowania ("Dajcie mi spokój, przecież ja jestem normalny"). Oczywiście, możliwe są pewne modyfikacje (np. cytowana powyżej wersja treningu autogennego), ale najwięcej skorzystasz, posługując się specyficzną metodą opracowaną dla Twoich potrzeb.

Jakie warunki powinna spełniać taka metoda?

Przede wszystkim musi opierać się na zasadzie treningu, a więc nabywania, poprzez ćwiczenie, kolejnych umiejętności.
Trening taki winien być dostatecznie długotrwały, aby pozwolił na pełną automatyzację, gdyż jest to gwarancją skuteczności w sytuacji trudnej. Ćwiczenia muszą być tak opracowane, aby można je było na bieżąco wykorzystywać w Twoim treningu "fizycznym" oraz w życiu codziennym, bo jest to warunkiem utrzymania wysokiej motywacji do ćwiczenia. I na koniec, całość takiego programu musi mieć prostą formę, pozwalającą na samodzielne ćwiczenie.
Konieczne jest tu pewne wyjaśnienie. Sytuacja optymalna ma miejsce wtedy, gdy psycholog (lub inny specjalista) ma możliwość bezpośredniej pracy z konkretnym zawodnikiem, bo wtedy może całkowicie dostosować wszystkie ćwiczenia do osobowości i potrzeb zawodnika. Oczywiście, z wielu względów taka współpraca jest często niemożliwa. Z tego właśnie powodu powstaje coraz więcej psychologicznych programów, nagranych na kasetę magnetofonową, z dołączoną do kaset książeczką zawierającą instrukcję do wszystkich ćwiczeń. Programy takie (najczęściej wydawane w USA i Skandynawii) cieszą się coraz większą popularnością nie tylko wśród zawodowców ale i wśród sportowców, zajmujących się swą dyscypliną w celach rekreacyjnych.


Dariusz Nowicki przez wiele lat współpracował z zawodnikami kadry narodowej wielu sportów walki (m.in. judo i karate), opracowując własną metodę treningu psychologicznego sprawdzoną eksperymentalnie w Instytucie Sportu. Metoda ta uzyskała kształt instrukcji w formie książki i kaset magnetofonowych.


Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Wojownik" nr 1/93

Powrót do spisu treści


MEDYCYNA NIEKONWENCJONALNA
Jolanta Skiba


www.masaztajski.info

W naszej kulturze wszystkie metody leczenia pochodzące ze Wschodu, bądź nie usankcjonowane przez medycynę akademicką są nazywane medycyną niekonwencjonalną. Akupunktura, akupresura, masaż, ziołolecznictwo, qi-gong, reiki , leczenie modlitwą...wymieniać można długo. Traktuje się je z lekkim przymrużeniem oka, jako praktyki dziwaczne, magiczne.

Tymczasem są one stosowane od tysięcy lat tyle tylko, że pochodzą z innego kręgu kulturowego, bądź nie są zaaprobowane oficjalnie. Wielu Koreańczyków trzyma w podręcznej kosmetyczce igły do akupunktury, tak samo jak Europejczyk, czy Amerykanin trzyma środki przeciwbólowe.

Wielokrotnie spotykam się z pobłażliwymi uśmiechami, gdy wspominam o skuteczności działania akupunktury lub ćwiczeń z energią. To co nieznane wzbudza strach. Namawiam jednak, aby zamienić strach w ciekawość. Opłaca się. Nie trzeba też wierzyć w działanie wyżej wymienionych praktyk, tak samo jak nie trzeba wierzyć w działanie antybiotyku.

Moja prababka i babka zajmowały się ziołami i położnictwem, żadna z nich nie była szkolona na specjalnych kursach, żadna nie kończyła medycyny. Swoje umiejętności nabyły poprzez doświadczenie. Miały ogromną wiedzę, niekwestionowalną, pomagały ludziom, leczyły, jednak teraz ich działalność określa się jako medycynę niekonwencjonalną. Jest niekonwencjonalna bo nieakademicka, bo nie przeprowadzono badań naukowych stwierdzających, że dane zioło, czy praktyka działa. Gdyby przypatrzeć się dostępnym farmaceutykom, widać że w ich skład wchodzą zioła, składniki naturalne,stosowane od wiek wieków. Dlaczego zbieranie ziół o zmierzchu budzi pobłażliwy uśmiech, a zakup w aptece już zupełnie nie?

Słynny, nie żyjący już Ojciec Klimuszko zbierał zioła intuicyjnie. Wyczuwał ich działanie i wiedział, co na daną chorobę zastosować. Nie umiał wyjaśnić, dlaczego tak odczuwa. Wszystko to co stosował pomagało ludziom. Miał też inny dar, jasnowidział, potrafił odszukać szczątki zmarłych zaginionych na wojnie, potrafił korzystać ze swojego mózgu inaczej niż przeciętny człowiek. Był wspaniałym lekarzem. Nie tylko ludzi leczył, ale i wspierał ich duchowo.

Na wiele schorzeń istnieją odpowiednie zioła lecznicze, praktyki duchowe czy ćwiczenia, jedynym problemem jest utarty sposób myślenia, który nie pozwala nam sięgnąć po inne niż powszechnie stosowane metody. Jeśli ktoś zachoruje powinien zrobić wszystko żeby wyzdrowieć. Korzystać ze wszystkich dostępnych metod. Jeżeli stosuje się masaże, qi gong, zioła czy akupunkturę regularnie, nie zatruwa swojego ciała chemią, wtedy jeżeli pojawi się jakieś zaburzenie można je bardzo szybko zniwelować. Jakikolwiek ból lub dyskomfort powinien być pierwszym sygnałem do tego, żeby zacząć badać źródło jego pochodzenia.

Częstokroć spotykam się z argumentem, że trzeba wierzyć w te rzeczy, żeby zadziałały. Nie nie trzeba. Wiara nie ma tu nic do rzeczy. Przypatrzmy się akupunkturze. Wymaga ona wielu lat studiów, znajomości anatomii, fizjologii. Jest to konkretna, bardzo usystematyzowana wiedza. Jeśli lekarz wykonujący akupunkturę nie jest specjalistą, częstokroć może zaszkodzić, taka manipulacja w ciele może być bardzo niebezpieczna, gdy wykonana jest przez osobę do tego niepowołaną. Jednak jeśli medyk jest fachowcem, wówczas efekty mogą być bardzo szybkie, wręcz spektakularne. Wszystko zależy od rodzaju schorzenia, niektóre da się leczyć szybciej i nie pozostawiają śladu, inne wymagają dłuższych zabiegów. Jak już wspomniałam, wiara w określony sposób leczenia nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście, że pacjenci, którzy mają pozytywne nastawienie do terapii zdrowieją szybciej, jednak sam fakt wiary w daną terapie nie powoduje, że zaczyna być ona skuteczna. O jej skuteczności decyduje właściwe jej wykonanie dobrane do schorzenia. Zupełnie tak jak w leczeniu antybiotykiem. Dobrany odpowiednio w określonej sytuacji może być pomocny. Trzeba pamiętać, że mądry lekarz nigdy nie ogranicza się do szkiełka i oka, wie, że możliwości mózgu nie są zbadane. W swoim rozsądku nie wyklucza pomocnego działania modlitwy, sił przyrody czy naprawczych sił organizmu. W swojej mądrości nie feruje wyroków i zawsze pozostawia miejsce na niezbadane możliwości organizmu, niezależnie od tego, czy leczy antybiotykiem, czy akupunkturą.

Moja prababka leczyła modlitwą, zawsze przed przyjęciem pacjenta odmawiała pacierz i prosiła o wsparcie sił duchowych. Każdy z nas może sam dla siebie stworzyć taka modlitwę, która wzmacnia system odpornościowy. Nie ma tu nic z magii, nie ma też znaczenia do jakiego Boga zamierzamy się modlić. Jest to bardzo proste działanie wykonywane od wiek wieków. Modlitwa kieruje człowieka w stronę czegoś wyższego, nieogarniętego, bezpiecznego, daje mu poczucie, że jest elementem całości. Generuje zaufanie, które jest bardzo ważne w procesach leczenia, zaufanie nawet nie tyle do tego, że terapia się powiedzie, ale zaufanie, że cokolwiek w naszym życiu się pojawia, jest nam potrzebne, jest zawsze elementem układanki, której nie znamy, jednak sęk w tym, aby zaufać że jest niezbędne.

Wielu naukowców badało siłę modlitwy w procesach leczenia i zawsze dochodzili do podobnych konkluzji. Ludzie którzy wierzą (i nie chodzi tu tylko o wiarę w to, czy dana terapia zadziała, czy też nie), zawsze łatwiej znoszą trudy leczenia. Ludzie którzy potrafią poddać się prawom wszechświata, przyrody, jej rytmu, zaufać żywiołom i swojemu organizmowi są często o wiele zdrowsi, o wiele spokojniejsi. Ufają niezbadanej cząstce w sobie, której żaden lekarz, czy naukowiec nie jest w stanie zweryfikować, ponieważ nie ma takiej mocy i nigdy nie będzie miał.

Chińczycy mówią że każda choroba zaczyna się w Shen, tłumacząc to na nasze, można powiedzieć, że każda choroba jest odzwierciedleniem stanu umysłu, naszego nastawienia do tego co oferują nam okoliczności. Jeśli tam się zaczyna to tam może się skończyć. Nie oznacza to, że każdą chorobę można wyleczyć i że jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni za jej powstanie. Organizm ludzki w całej swojej złożoności nie jest zbadany, jedyne co można zrobić to dbać o harmonijne dla niego warunki i reagować szybko na złe samopoczucie. A także nie poddawać się bezwolnie żadnej terapii, pamiętając że to my dla siebie mamy szansę być najlepszymi lekarzami.

Powrót do spisu treści


Tao i wszechświat

YIN YANG SUN
Joanna Molenda-Żakowicz

Jest wszechobecne jak powódź.
Nie można go skierować na prawo ni na lewo.
Wszystkie stworzenia są od niego zależne,
A ono niczego im nie odmawia.
 
Robi, co do niego należy,
Ale niczego dla siebie nie pragnie.
Odziewa i karmi wszystkich,
Ale nad nimi nie panuje:
Dlatego można je nazwać małym.
 
Wszystko wraca do niego jak do domu,
Ale ono nad niczym nie panuje:
Dlatego można je nazwać wielkim.

Symbolikę yin-yang można dostrzec w wielu rzeczach. Czasem kojarzy się z nią wygląd i zachowanie zwierząt, innym razem, układ roślin lub chmur, albo gra świateł. Zwykle jest to analogia czysto wizualna: widzimy coś, co przypomina symbol yin-yang, lecz nic więcej za tym nie idzie. Splecione, śpiące razem, czarny i biały kot po obudzeniu rozejdą się każdy do swoich myszy, kwiaty rozsypią płatki, chmury rozproszą się, światła zbledną, impresja zniknie.

Co innego Słońce - ono nie ogranicza się do wizualnego przypominania ożywionego symbolu yin-yang, w którym ciemne elementy pojawiają się na tle jasnym tle w nieprzypadkowym miejscu i w ustalonej sekwencji: nieustannym modulacjom wyglądu Słońca towarzyszy ewolucja stopnia jego aktywności. Zmienia się ilość plam na powierzchni i częstotliwość występowania tzw. zjawisk aktywnych, jak i natężenie słonecznej "pracy wewnętrznej", bez której spektakularnej aktywności zewnętrznej nie było by wcale. Można więc powiedzieć, że Słońce jest multimedialną wizualizacją symbolu yin-yang, i to zrealizowaną w technologii 3D!

Mówi się, że wszystkie rzeczy dźwigają yin na ramionach i trzymają yang w swych objęciach

Wygląd tarczy Słońca uśredniony w skali miesiąca. Animacja obrazuje charakterystyczne przemiany zachodzące w 11-to letnim cyklu aktywności Słońca. (Na podstawie obserwacji w świetle białym wykonanych w Big Bear Observatory w latach 1990-2004.)

...i nie inaczej jest ze Słońcem. Jeśli przyjąć, że yin naturalnie oznacza fazę spokojną, gdy ilość plam na powierzchni Słońca jest minimalna lub zerowa, a zjawisk aktywnych w postaci koronalnych wyrzutów materii, czyli gigantycznych eksplozji, które mogą dotrzeć nawet do powierzchni Ziemi, nie ma wcale, to faza ta zaczyna się właśnie wraz z pojawieniem się pierwszych plam na dużych szerokościach heliograficznych, czyli "na ramionach" Słońca.

Dla odmiany, w fazie największej aktywności yang, plamy pokrywają niemal całą tarczę Słońca, gromadząc się przy równiku, przez co można powiedzieć, że je "obejmują". Co ciekawe, moment pojawienia się pierwszej plamy - "kropeczki yin" w okolicach okołobiegunowych zbiega się z chwilą, gdy Słońce jest w fazie największej aktywności. Yang osiąga maksimum i po dokonaniu dzieła wycofuje się: oto (literalnie!) droga niebios.

Warto pamiętać, że żaden z 11-to letnich cykli aktywności Słońca, czyli czasu, jaki upływa od jednego maksimum lub minimum do drugiego, nie jest podobny do poprzedniego. Każdy zachowuje swoją indywidualność w ilości i jakości zjawisk, oraz w faktycznym czasie trwania: jeden zaczyna się i przebiega gwałtownie, inny - jak obecny, odwleka w czasie swój początek. Czasem przejście z yin do yang jest tak płynne, że trudno wskazać moment transformacji. Innym razem po fazie yang Słońce zdaje się zamierać w bezruchu. W końcu jednak wszystko przebiega tak samo, choć za każdym razem inaczej.

Nigdy przy tym nie jest tak, że Słońce jest całe yang. Oznaczało by to niemożliwą do zrealizowania fizycznie nieustanną aktywność, która w ciągu krótkiego czasu "wyssała by" ze Słońca całą moc i rozproszyła ją w przestrzeni. Słońce nie może być również całe yin, tak jak nie ma gwiazd, które trwają nieruchomo jak głaz, nie przejawiając żadnej aktywności. Pierwsze oznaki yin pojawiają się, gdy yang jest najsilniejsze i na odwrót - gdy Słońce osiąga minimum aktywności i jego tarcza jest prawie bez plam, należy przygotować się na nadejście yang z całą jego gwałtownością. Przebudzenie Słońca jest jak dolanie benzyny do gasnącego ogniska. O ile chwilę wcześniej można było po nim przejść gołą nogą, teraz trzeba na poważnie brać niebezpieczeństwo przypalenia wąsów. Słońce wybucha nagle i niespodziewanie. Choć wiemy, że już czas na rozpoczęcie nowego cyklu aktywności, nigdy moment ten nie jest określony z dokładnością co do dnia i godziny. Dlatego trzeba być nieustannie czujnym, szczególnie że gdy ktoś szczodrze "podleje benzyną" Słońce, bo od odczucia skutków takiej eksplozji dzielić nas będzie tylko kilkanaście godzin.

O ile Ziemia jest dobrze zabezpieczona przed słonecznymi "fajerwerkami" i, pomijając okoliczności ekstremalne, nic nam ze strony Słońca nie grozi, inaczej jest w kosmosie. Tam im szybciej astronauci dowiedzą się o niebezpieczeństwie i pod im grubszą kołderkę się schowają, tym lepiej dla nich, bo w przestrzeni międzyplanetarnej wiatr słoneczny mknie przed siebie w pełnym pędzie, na nic się nie oglądając i nad nikim nie mając litości. Czy nie lepiej było by zatem, gdyby Słońce cały czas było spokojne i nie wychodziło z fazy yin? Nie groziły by nam awarie sieci przesyłowych, nie dochodziło by do uszkodzeń satelitów, astronauci byli by bezpieczni. Wydaje się, że nic lepszego niż słoneczne yin nie może się nam przytrafić. Być może. Tu jednak warto zauważyć, że mało aktywne Słońce skutkuje obniżeniem temperatury na Ziemi, co miało miejsce np. podczas Minimum Maundera w XVII wieku. Wtedy Europa doświadczyła Małej Epoki Lodowcowe, podczas której mrozy były tak silne, że zimą zamarzały duże części morza Bałtyckiego, a na tak utworzonej lodowej drodze z Polski do Szwecji stawiano zajazdy dla podróżnych. Widać więc, że żadna z faz aktywności Słońca nie jest lepsza od drugiej, a co najważniejsze, jedna bez drugiej nie może istnieć.

Gdzie jest Słonko, kiedy śpi?

Słońce nigdy nie śpi i nigdy nie jest bezczynne. W fazie yin, gdy Słońce jest w minimum aktywności i na zewnątrz dzieje się niewiele albo nic, w środku zachodzą bardzo intensywne i skomplikowane procesy, które pozwalają "pozbierać się" Słońcu po fazie yang. Nie jest to zadanie łatwe i do osiągnięcia sukcesu wymaga czasu, oraz mistrzowskiego wykorzystania możliwości "energii spiralnej".

Słońce jest kulą gazową, która rotuje różnicowo, czyli tak, jak gęsta zupa w garnku, w którym mieszamy łyżką. Bardzo trudno jest taką zupę wprawić ruch, w którym każda warstwa miała by jednakową prędkość kątową. Należy się raczej spodziewać, że pewne warstwy zupy (liczone w kierunku radialnym, czyli od środka do brzegu garnka) będą mieć prędkość zbliżoną do prędkości łyżki, a pozostałe będą rotować wolniej. Tak też wiruje Słońce: na zewnątrz wolno, pod powierzchnią stopniowo coraz szybciej, potem znów wolniej, a całkiem głęboko - jak ciało sztywne.

Gdy Słońce wchodzi w fazę yin, różnicowa rotacja plazmy powoduje, że pole magnetyczne, zniszczone w fazie yang, zaczyna się odtwarzać. Linie pola magnetycznego wewnątrz Słońca są napinane i skręcane przez ruchy plazmy, z którą są sprzężone, jakby były spiralnie nawijane na niewidzialne szpulki i coraz mocniej na nich zaciskane. Podczas tego skręcania bardzo szybko rośnie energia pola, aż w końcu, gdy przewyższy wartość krytyczną, Słońce z rozmachem wkracza w fazę yang. Wtedy pętle magnetyczne przebijają się na powierzchni, wysypują się plamy słoneczne, linie pola magnetycznego zaczynają się rwać i, oddziałując ze sobą, prowadzą do wydzielania ogromnych ilości energii, powstają gigantyczne wybuchy, które mogą objąć niemal całą powierzchnię Słońca. I tak się kontynuuje do końca fazy yang, kiedy z to pola magnetycznego zostają strzępy i Słońce, aby je odtworzyć, musi zwrócić się ku sobie, czyli wrócić do fazy yin i nawinąć nowe "szpulki". W ten sposób postrzegamy cykliczność. Zaiste, liczne są rzeczy, lecz każdy cykl wraca do źródła.

Czy wilk zawsze bywa zły?

Gdy byliśmy dziećmi, myśleliśmy jak dzieci i mówiliśmy jak dzieci. Teraz jesteśmy dorośli i... nic się nie zmieniło. Dajemy się straszyć i boimy z zapałem, jak dziecko wchodzące do ciemnego pokoju. Ani nam w głowie przyznać, że najstraszniejszą rzeczą, jaką możemy napotkać w ciemnościach, jest brudna skarpetka w miejscu, w którym zawsze był włącznik lampki nocnej.

To prawda, że Słońce dało Ziemi życie i że któregoś (bardzo, bardzo odległego) dnia je odbierze. Stanie się to niezależnie od tego, czy zrozumiemy dlaczego lub kiedy tak się stanie i czy będziemy na to "gotowi". Ten prosty fakt często umyka uwadze, bo ludzie lubią się bać i straszyć nawzajem, zaglądać w przyszłość za pomocą różnych narzędzi, interpretować znaki, przeczuwać... Tymczasem trudno o większą obojętność niż ta, jaką Słońce i Wszechświat mogą wobec tych działań odczuwać. Dla nich jesteśmy jak kukły ze słomy. Nasz świat nie skończy się dlatego, że dokona się kolejne milenium. Krwiożerczy słoneczny rozbłysk dosięgnie nas nie dlatego, że w roku 2012 kończy się kalendarz Majów (choć chodzą słuchy, że jest to zła interpretacja i że mamy jeszcze trochę czasu). Kiedyś rzeczywiście te rzeczy się zdarzą, ale nie stanie się to ani dziś, ani jutro, ani nawet w przyszłym roku i w żaden sposób nie będzie zależeć od tego, jaki to będzie dzień tygodnia.

To, że nie wiemy dlaczego ostatnio Słońce nie postępuje zgodnie z naszymi przewidywaniami, znaczy tylko, że nasza znajomość Słońca jest niewystarczająca by to przewidzieć, a nie, że w ciemnościach czyha zło. Słońce to ogromne i potężne istnienie, które możemy obserwować jedynie z zewnątrz. W najmniejszej plamie słonecznej zatonęła by cała Ziemia - takie jest wielkie! Aby zajrzeć przysłowiowy centymetr pod powierzchnię Słońca, potrzebne sa specjalistyczne metody badawcze, zaawansowane modele teoretyczne i techniki obliczeniowe. A Słońce tymczasem trwa od niemal 5 miliardów lat i pożyje jeszcze drugie tyle, i w tym czasie będzie przepływać z jednej fazy aktywności w drugą, niezależnie naszych naiwnych o tym wyobrażeń. Za każdym razem inaczej i zawsze tak samo.


"That's all folks" :-)
Następnym razem - jeśli chcecie żeby był następny raz - o tym, jak Niels Bohr przestał się bać i pokochał... no i właśnie, że nie bombę atomową, tylko... Taiji!


Kursywą zaznaczone są fragmenty Księgi Tao i Te (R.L. Wing "Tao Mocy", tłumaczenie Michał Lipa, wyd. HELION, 2010)

Powrót do spisu treści


Tao i wszechświat

PO CO NAM GWIAZDY?
Joanna Molenda-Żakowicz

Pytanie to, w tytule,
postawione tak śmiało,
choćby z największym bólem
rozwiązać by należało...

Słońce - wiadomo: istnieje po to, żeby na Ziemi było ciepło i żeby było wiadomo, kiedy jest dzień i koniec spania ;-) ale gwiazdy? Zastosowania użytkowe gwiazd dla przeciętnej osoby ograniczają się do stawiania horoskopów i przewidywania przyszłości. Pomaga to w konkretyzowaniu własnej wizji życia, wyciszeniu emocji (skoro wiemy, co się będzie działo nie ma potrzeby drżeć z niepewności), oraz optymalizacji zarządzania finansami, o ile mówimy wróżbitach. Z ich klientami różnie bywa...

Pierwiastki składające się na ciało osoby ważącej 70kg.
tlen
43 kg
miedź 72 mg kobalt 3,0 mg
węgiel
16 kg
glin 60 mg antymon 2,0 mg
wodór
7 kg
kadm 50 mg srebro 2,0 mg
azot
1,8 kg
cer 40 mg niob 1,5 mg
wapń
1,0 kg
bar 22 mg cyrkon 1,0 mg
fosfor
780 g
jod 20 mg lantan 0,8 mg
potas
140 g
cyna 20 mg gal 0,7 mg
siarka
140 g
tytan 20 mg tellur 0,7 mg
sód
100 g
bor 18 mg itr 0,6 mg
chlor
95 g
nikiel 15 mg bizmut 0,5 mg
magnez
19 g
selen 15 mg tal 0,5 mg
żelazo
4,2 g
chrom 14 mg ind 0,4 mg
fluor
2,6 g
mangan 12 mg złoto 0,2 mg
cynk
2,3 g
arsen 7 mg skand 0,2 mg
krzem
1,0 g
lit 7 mg tantal 0,2 mg
rubid
0,68 g
cez 6 mg wanad 0,1 mg
stront
0,32 g
rtęć 6 mg tor 0,1 mg
brom
0,26 g
german 5 mg uran 0,1 mg
ołów
0,12 g
molibden 5 mg

Osoby bardziej wrażliwe mogą zauważyć, że gwiazdy są piękne i ozdabiają niebo. Tworzą gwiazdozbiory, migocą, mienią się barwami, czasem spadają, a kto zdąży pomyśleć życzenie zanim gwiazda spadnie i nikomu nie powie, o czym myślał, to ono się spełni. Do romantycznej scenerii nocnego ogrodu, w którym kwiaty są dobrane tak, by rozwijać się i pachnieć po zachodzie Słońca, a ich kolory, blade i nijakie w dzień, ożywają w blasku Księżyca, gwiazdy również pasują jak ulał. Ponadto mogą służyć pomocą, gdy zabraknie tematów do dyskusji z osobą, którą zaprosiliśmy na taką przechadzkę. Na koniec, gwiazdy inspirują poetów, dzięki czemu lekcje polskiego mogą być bardziej przerażające niż fizyka. Pytanie, czy horoskopy, estetyka i sztuka wystarczy, by usprawiedliwić istnienie gwiazd. Czy nie jest tak, że dla osoby rozsądnej, racjonalnie podchodzącej do życia i niezbyt wrażliwej na widok nocnego nieba, na które i tak rzadko kto spogląda zwłaszcza, że w mieście prawie go nie widać, gwiazd mogło by nie być wcale?

Bardzo by się pomylił ktoś, kto by sądził, że gwiazdy nie są potrzebne do niczego, a już szczególnie że nie są potrzebne ludziom. Pomijając Słońce, gwiazdy są od nas tak odległe, że możliwe, że nigdy nie zbliżymy się do żadnej z nich. Mimo to, są miejscem, w którym powstaliśmy. Jesteśmy dziećmi gwiazd, a każdy z nas nosi w sobie gwiezdny pył. Gdyby nie istniały gwiazdy, nie było by i nas.

Nasza przygoda z gwiazdami ta zaczyna się 13,7 miliarda lat temu, gdy powstał Wszechświat. Przed jego początkiem nie było niczego. Ewentualnie, jak co poniektórzy twierdzą, tylko towarzysz Bóg przechadzał się ulicami Moskwy i nagle... z nicości wyłoniło się wszystko i to od razu z gotową koncepcją jak ma wyglądać! Zainicjowany został upływ czasu, zaistniała przestrzeń, która zaczęła zapełniać się materią, po dłuższej chwili pojawiło się światło, a w tym czasie Wszechświat rósł i rósł...

Dość szybko, bo zaledwie kilka minut po Wielkim Wybuchu, ostygł na tyle, by powstały pierwsze atomy, głównie wodór i hel. Atomy powstałe w pierwszych minutach życia Wszechświata w procesie pierwotnej nukleosyntezy stanowiły materiał, z którego zostały zbudowane pierwsze gwiazdy, oraz posłużyły do syntezy w ich wnętrzach cięższych pierwiastków. Im bardziej masywna była gwiazda, tym cięższe pierwiastki mogła zsyntetyzować, a te najbardziej masywne potrafiły dojść aż do żelaza.

Do stworzenia pierwiastków jeszcze cięższych, z czym gwiazdy już sobie nie radziły, trzeba było zatrudnić nowy mechanizm: wybuchy supernowych, w których cała gwiazda eksploduje na raz, czasem tak skutecznie że nie pozostaje po niej nic. W tych spektakularnych zdarzeniach, podczas których przez parę minut gwiazda staje się jaśniejsza od całej galaktyki, materia poddawana jest bardzo ciężkim próbom. Zupełnie jakby natura uznała, że skoro nie da się np. niklu zrobić "po prośbie", to będzie "po groźbie", ale będzie. I tak, wszystkie pierwiastki o liczbie atomowej większej niż 26 zostały zrobione "na siłę" poprzez wciśnięcie do jąder atomowych odpowiedniej ilości nukleonów.

Co to oznacza dla nas, łatwo zgadnąć patrząc, z czego sami jesteśmy zrobieni: na pierwszym miejscu jest tlen, po nim węgiel i zaraz potem wodór. Dziwne? Nie - przecież składamy się głównie z wody, a woda to H2O. Po tych trzech idą kolejne pierwiastki: najpierw liczone w kilogramach, potem w gramach i miligramach, a wszystkie one, poza wodorem, powstały nie gdzie indziej, tylko we wnętrzach gwiazd, które kiedyś świeciły, a potem eksplodowały i rozrzuciły swoją materię po Wszechświecie. Gdyby nie było supernowych, nie było by z czego nas zrobić - pierwiastki przecież nie powstają w wyniku reakcji chemicznych.

Same supernowe wybuchają dość rzadko: średnio w jednej galaktyce taka gwiazda pojawia się raz na sto lat. Jednak we Wszechświecie galaktyk są miliardy miliardów, więc jako całość rozbrzmiewa on serią nieustannych eksplozji. Gdy wsłuchujemy się w bicie własnego serca, wiedząc, że jest ono zrobione z gwiezdnej materii, to każde jego uderzenie jest jak echo takiego wybuchu: po gwałtownym skurczu komór, następuje wyrzucenie krwi do tętnic i danie sobie kolejnej szansy na przeżycie kolejnych minut życia. I nawet sam ten proces jest podobny to wybuchu supernowej, która zanim wyrzuci w przestrzeń zawartą w sobie materię, przed eksplozją musi się maksymalnie skurczyć. Dopiero gdy atomy te wydostaną się z jąder gwiazdowych, mogą zostać użyte do konstrukcji naszego świata: Ziemi, mostów kolejowych, patelni i nas samych.

Pozostałości po wybuchu supernowej o nazwie Cassiopeia A, która wybuchła około 325 lat temu w naszej galaktyce w odległości 10 tysięcy lat świetlnych od Słońca. Obraz powstał w wyniku złożenia obserwacji w trzech pasmach światła: podczerwień, zaznaczona kolorem czerwonym, pochodzi z obserwacji Teleskopu Kosmicznego Spitzer; obserwacje w świetle widzialnym pochodzą z teleskopu Hubble'a; kolorem zielonym i czerwonym zaznaczone są obserwacje w promieniach rentgenowskich wykonane przez satelitę Chandra. Na ten obraz nałożona jest struktura ludzkiej hemoglobiny: na zielono zaznaczone są cząsteczki hemu, zawierające żelazo.

To samo dotyczy każdego innego atomu w naszym ciele, poza wodorem, który powstał razem z początkiem Wszechświata. Jeśli by ktoś powiedział, że w każdym łyku wody "pociąga sobie" co nieco Wielkiego Wybuchu, nie była by to przesada.

Inaczej mówiąc, nie ma takiej składowej naszych ciał, najmniejszej choćby, która by nie powstała w gwiazdach i nie trafiła na Ziemię aby posłużyć do konstrukcji 90% naszych ciał. Pozostałe 10% powstało razem z czasem, przestrzenią i materią w pierwszych chwilach istnienia Wszechświata.

Nawet jeśli nie każdy atom naszego ciała pochodzi z innej gwiazdy, to i tak są ich w nas miliony. Można sobie wyobrazić, że, gdy kontemplujemy istotę bytu, z każdym uderzeniem naszego serca przywołujemy z bezkresu Kosmosu jedną gwiazdę. Wtedy atomy z których jesteśmy zbudowani, tęskniące za czasem, kiedy świeciły jak tysiąc Słońc, przemierzały nieskończone przestrzenie Wszechświata, gubiły elektrony i znajdowały nowe, odbijały się od obojętnych cząsteczek pyłu i ślizgały po liniach pól magnetycznych, a teraz uwięzione w naszej cielesnej powłoce, beznadziejnie daleko od tych miejsc i przygód, aż drżą z podniecenia, gdy w kolejnym uderzeniu serca któryś rozpozna tę gwiazdę, z której pochodzi. I nie robi im różnicy, czy jest to gwiazda daleka czy bliska, czy nie istnieje od miliarda lat, czy od dziesięciu miliardów - dla myśli nie ma odległości poza którą nie może sięgnąć, ma prędkości, której nie może przekroczyć i miejsca, do którego nie może zajrzeć. A do tego atomy są nieśmiertelne...

Dlatego, gdy składamy ręce, zamiast patrzeć na siebie jak na coś fizycznego, możemy spojrzeć "na wylot" i zobaczyć, że trzymamy w dłoniach coś, co kiedyś było źródłem światła. Pomyśleć, że oddychamy tym światłem i że ono nas karmi, bo wszystko co wokół nas istnieje zbudowane jest z takiej samej gwiezdnej materii. Możemy też, w myślach odwracając bieg czasu, "rozłożyć się" na gwiazdy i umieścić każdy z atomów, z których się składamy, w miejscu, w którym powstał. Iloma gwiazdami byśmy się wtedy stali i jakie światy moglibyśmy oglądać? Ciekawe pytanie, ale, jako że najprawdopodobniej każdy z nas wylądował by gdzie indziej i zobaczył co innego, każdy musi pomyśleć o tym sam :-).

Warto spróbować, bo kontemplacja Kosmosu i zagadki istnienia może być wspaniałą przygodą. Byle nie zaczęła się w okolicznościach, które skłoniły Arona Ralstona, bohatera biograficznego filmu pt. "127 godzin", do podziwiania cierpliwości i determinacji Kosmosu, który dopracował każdą sekundę tak, by życie Arona skrzyżowało się istnieniem głazu który, podobnie jak nasze atomy, przez eony przemierzał Wszechświat po to, by spotkać się z ręką bohatera. Kto jest ciekawy co było dalej i "czyje było na wierzchu" musi zobaczyć film - swoją drogą, bardzo dobry.

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej